poniedziałek, 24 sierpnia 2009

dzień 18.

Zaczęłyśmy później niż planowałyśmy - jak zwykle :D ale co tam... poza tym, że umówiłyśmy się z Niemkami na 11 w Guggenheim muzeum, a byłyśmy tak juz o 13.30 :D bo przecież najpierw trzeba było zjeść śniadanko nad rzeczką. Tym razem zamiast serka były kalmary... ale ja tam już wolę nasz serek!

w muzeum z teleprzewodnikiem przy uchu

w muzealnej wielkiejjjjj windzie

kwitnąca Roma :)

przed muzeum

A Niemki i tak spotkałyśmy, bo to duże muzeum! Siedziałyśmy tam do 16.00, a następnie stwierdziłyśmy, że zostajemy jeszcze jeden dzień w Bilbao, ponieważ Bilbao jest jak Galicja - czyli deszczowe.

No i wyglądało tak jakby miało w nocy padać, a średnio się nam uśmiechało spać w namiocie podczas deszczu - raz na początku wyprawy nam wystarczył :D.

Więc może... Może przejedziemy się do San Sebastian?? Zaczęłyśmy więc łapać stopa, ale znudziło nam się po pół godzinki i poszłyśmy na miasto! Oczywiście!! ?? !! no co?? zabłądziłyśmy :DDD ale po godzince szukania drogi do domu, zorientowałam się, że przecież mamy mapę :) no i doszłyśmy!

Ja zdychałam, nóżki strasznie mnie bolały więc jak padłam to już do 22.30 nie wstałam... ohhh jak ja dawno nie miałam drzemki :)
Ok. północy poszłyśmy na fieste, bo dopiero o 1.00 nasz gospodyni kończyła pracę. Ta fiesta Bilbao, to takie kolorowe juwenalia. Tyle, że u nas to jest jeden koncert w jednym miejscu, a tam są malutkie koncerciki co 10 metrów i czasem muzyki się nakładają. Te koncerty odbywają się w 'Txosna'. To taka malutka scena z barem. Każda jest jakby za co innego odpowiedzialna. Np. txosna naszej June była ekologiczna, inna feministyczna, a jeszcze inna antyrasistowska, czy też walcząca o nie podległość Kraju Basków.

Jak już dotarłyśmy na miejsce, to się zaczęłyśmy porządnie bawić - tzn. skakać i tańczyć. Roma... Roma miała wielu adoratorów tego wieczoru, i nawet nie odstraszało ich to, że nie mówi po hiszpańsku. W ogóle się tym nie przejmowali i zagadywali ją właśnie w tym języku :D

w imprezowym tłumie...

Najlepsze z tej imprezy jest to, że... że koleżanka June zaproponowała nam swoje mieszkanie w Bordeaux :D Ona tam studiuję, ale jeszcze przez kilka dni będzie w Bilbao, więc możemy skorzystać z jej pokoiku!! Super co?? Obca osoba daje nam klucze do swojego mieszkania!! Właśnie dlatego CS i nasza wyprawa są takie genialne!! można poznać wspaniałych ludzi! tak po prostu!!
Więc zmęczone, ale wybawione i bardzo szczęśliwe wróciłyśmy do domu spać :)

2 komentarze:

  1. Genialna wyprawa, genialny blog!!!
    Dobra książka by była :):) pomyśl o tym! Albo poczekaj aż się jeszcze więcej zbierze, pewnie duuużo tu jeszcze przygód opiszesz. PISZ PISZ PISZ!!
    Buziaki z Polonii i do zobaczonka!!
    / Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. jejjuuu, ale miło wiedzieć, że to co piszę i przeżywam komuś się podoba!! to już druga taka opinia dziś więc jest mi bardzo miło i czuję się strasznie zmotywowana do dalszego pisania :)
    dzięki!!
    czekam na odwiedziny w deszczowym (jak zwykle) Santiago :DDDD

    OdpowiedzUsuń