No więc jest już 11 czerwca... pada deszcz, jest może ze 12 stopni, tak tak ja jestem w Hiszpanii...
NIEDOWIARYYYYYY!
Więc wracając do tych wspaniałych ciepłych dni...
Jakoś się jak zwykle ogarnąć nie mogłyśmy, Paula jeszcze na zajęcia poszła - gdyby nie to to byśmy miały transport do Vigo... przyszła.. ja się pakuję, nie wiem co wziąć... i już prawie wychodzimy... a tu w drzwiach się Natalia pojawia :D
oo gdzie jedziecie? do Vigo - jadę z Wami... ok...
po drodze minęłyśmy kilka stosów... śmieci... strajk śmieciarzy było... i z lekka śmierdziało w mieście...
Do Vigo zawieźli nas 2 chłopaki... oczywiście mieli jechać tylko do Pontevedra, ale jakoś tak zajechali dalej ;P
Jeden wziął mój nr tel... i później przez tydzień się męczyłam... unikając odbierania, ale już mam spokój - wiem wiem jestem okropna ;)
Zaraz po przyjeździe odebrał nas z miasta Borja... Borja jest miłym bardzo Hiszpanem, którego kiedyś poznałam pod klubem, i tak sobie mailujemy od tamtego czasu!
Oprowadził nas po mieście i po 3 godzinkach spotkaliśmy się z Danielem... Daniel zaś.. jest moim kolegą z zajęć... i... był na zimowym semestrze na UG w Gdańsku :DDD no i oczywiście - pokochał Polskę!
pod drzewkiem oliwkowym w centrum miasta
w porcie
pierwotnie mieliśmy spać u Borjy, później u Daniela, a w rezultacie - zostałyśmy u Borjy, z czego Daniego mama nie była zadowolona - bardzo chciała ugościć polki ;) mnie poznała - przesympatyczna kobitka!
W między czasie poznałyśmy też koleżankę Borjy, a dokładniej jego współlokatorkę... Polkę ;) która jest w Vigo na Erasmusie! Polacy są wszędzie!
No i tak wszyscy poszliśmy na klubowanie po Vigo!
aaa chciałam jeszcze dodać, że Vigo wygląda jak kilka różnych miast - polubiłam je bardzo!
z Borją na tańcach ;)
Paula... miała jakąś dziwną noc... i ciągle mnie krzywdziła ;)
to dostałam z łokcia, to kopniaka... a na koniec mnie ugryzła... a na drugi dzień się śmiała, że mam na kolanie siniaka nieznanego pochodzenia... i jak jej powiedziałam że to jej wina, a dokładniej jej zębów... to stwierdziła, że bez sensu, że wiem skąd on się wziął... ehh ;)
a podczas drogi powrotnej do domu... w tym fajowym miasteczku... natknęłyśmy się na...
Ulicę, która się nazywa Concepción Arenal - tak samo jak biblioteka, w której dość sporooo czasu spędziłyśmy z Paulą, i tak nam się sentymentalnie zrobiło...
A z rana... tzn o 14 się ogarnęliśmy i...
vamos a la playaaaaaaaa!
super graczki ;)
a w tle Islas Cies... ale o tym po 28 czerwca ;)
i tak plażowaliśmy się do jakieś 19-20... no i było przegorąco cudownie...
w między czasie udało mi się przysnąć... ehh jakie to wspaniałe uczucie obudzić się na plaży śniąc o niej... nie wiedzieć gdzie się jest i być cudownie pozytywnie zaskoczonym, że właśnie na plaży się jest! kocham!
niestety - trzeba było wracać :(
udało nam się na 2 samochody!
a niedzielę... również leniwie na opalaniu w Bonavalu parkowym spędziłyśmy! nie było jak na plaży... ale lepsze to niż teraz ten deszcz... ;(
ehh wróciłam do domu.. i czas na przygotowywanie niespodziewanki nastąpił! ;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz