środa, 30 czerwca 2010

mętlik absolutny!

chaosowy maksymalnie wpis będzie!
wróciłam wczoraj z Raju - Islas Cies - boskie i brak słów mi na to jak cudownie tam było... o tym później
2 godziny później byłam żegnać Michale... poszliśmy później wszyscy na Obradoiro pod Katedrę - grać, śmiać się i uciekłam bo zaczęłam płakać...
dziś rano zaspałam do colegio, pojechałam o 11, czekając na autobus ryczałam jak dziecko...
teraz... właśnie sprawdziłam wyniki rekrutacji na MOST (polski Erasmus) i... dostałam się... do... Katowic... nie wiem czy mam się cieszyć czy co?
jestem bezsilna... nie wiem co mam ze sobą zrobić...
egzm z angola zaliczyłam - super.. włoski przede mną... wątpię... 
mam się przeprowadzić do niedzieli... ale nie chce jednak do Lucii, za daleko.. i nie chce być sama - nie zniosę tego żalu co serce rozrywa w samotności...
idę się żegnać z Paulą... jedzie jutro o 7... i z Attilio i z Martą... też jutro jadą...
wszyscy najważniejsi dla mnie wyjeżdżają... 
świeci mega słońce, są wakacje, a ja nie potrafię się odnaleźć i od dziś się tym cieszyć...
jak bardzo zmieni się moje życie... jak bardzo się ono zmieniło, aby zaakceptować powrót do życia które stoi w miejscu, do kraju w którym nic się nie zmienia i nigdy nie będę robić takich rzeczy jakie tu robiłam...
;( idę... się żegnać, choć absolutnie w to nie wierzę...

niedziela, 27 czerwca 2010

bbbuuuuuuu...

właśnie wróciłam z... 'imprezy'... tak, tyle, że tu imprezy wyglądają inaczej!
idzie się pod klub, pije co się chce i gadaaa i gada i spędza miło czas - nie trzeba się wystroić a i tak wszyscy mówią, że pięknie wyglądasz!


a na koniec się idzie pod katedrę, na główny plac miasta - kładzie się tak 15 Wochów i ja i podziwiamy to cudo z naszymi plecami... skaczemy, fikamy, robimy gwiazdy, leżymy, śpiewamy....
gdzie, ale gdzie ja się pytam w Polsce można tak 'imprezować'?


Leżałam chwilę z Attilio, moi best przyjacielem tu... umówiliśmy się, że na 30 lat wrócimy pod katedrę razme i się położymy tak jak dziś! wierzę, że to zrobimy! 
Ale będę za nimi wszystkimi tęsknić... i za Tym cudowny miastem... które rok temu uważałam za końce świata, a dziś uważam za jego początek... ;(


idę się położyć na minut 40 - o 7.30 jedziemy na Islas Cies... będę... w... Raju!

sobota, 26 czerwca 2010

chaotycznie!

Aga dała komentarz do poprzedniego posta, że niby chaotycznie pisała - ale to ja mega chaotycznie piszę, a to dlatego, że mam milion myśli do przekazania!


Na początku dodam artykuł - PO ERASMUSIE... koniecznie przeczytajcie!


Wracając do chaotycznego wpisu ;)
byli dzieci (haa pięknie nie po polsku) z I LO mojego na wycieczce w Santiago, trochę im poopowiadałam, do muzeum zaprowadziłam, a co najważniejsze... ze 40 kg bagażu oddałam! plecak był tak ciężki, że mimo dość silnych nóg jakie posiadam... to wstać nie mogłam sama mając go na plecach...
no i tak z Paulą oddałyśmy swoje walizy, i tak nam się przypomniało, że może jeszcze prezenty byśmy im dali - tzn. nie dla nich, tylko pamiątki do Polski ;)
no i cały dzień zachowywałyśmy się jak turystki, od sklepu do sklepu, od koczowatej pamiątki do mega kiczowatej ;) kasyy wydałyśmy... dużo!
no i w rezultacie piszę do Pana dyrektora, gdzie możemy i podrzucić jeszcze 2 małe plecaki... nic... dzwonię - a tam poczta głosowa... uuuuuuu... perspektywa nadbagażu i tak się włączyła...
ale... dostałam smsa, że już są w hotelu i tam możemy rzeczy podrzucić... ok... ale gdzie hotel? yy... daleko!
to postanowiłyśmy, że rano o 6 pojedziemy tam na rowerach... nieee.. lepiej teraz od razu! 
ubrałyśmy drechy, Paula poszła jeszcze sukienki dopakować - więc z 2 plecaków zrobiły się 3...
było już po 23... idziemy po rowery... na plaza Roja - ani jednego... na Campus Sur... 1... no to pięknie!
Poszłyśmy na pieszo! tzn przy El Corte Ingles (to tak daleko, że nigdy w tym centrum handlowym nie byłam) złapałyśmy stopa :D pan nas zawiózł do hotelu, zostawiłyśmy manatki i wróciłyśmy... biegnąc pół drogi, a kolejne stopem ;) i jeszcze rundkę w Alamedzie zrobiłyśmy (w końcu strój biegowy nie mógł się zmarnować ;))
A chciałam jeszcze dodać, że bydgoszczaki przyjechali w trakcie mega upałów w Polsce i strasznej zimnicy tu... no ale poznali 'prawdziwe' Santiago ;)


Poza toną jaka mi ubyła, w między czasie - jakieś 2 tygodnie po powrocie z Polski zrobiliśmy sobie wojnę na balony z wodą ;) ja bawiłam się w fotografa z moim cudeńkiem, więc byłam nietykalna, ale reszta...


mokry Olo

Paula z Natalią w akcji


miało być na klatę ;)

Paula wygrała ostatnią swoją akcją całą wojnę!

a między 3 a 6 czerwca Santiago zamieniło się w średniowieczne miasteczko - tan było Mercado Medieval!
czyli różności najróżniejsze do kupienia, wcale nie po cenach średniowiecznych!
Ja zakupiłam sobie śliczną bransoletkę i przepyszną herbatkę owocową, no i pycha jedzenie i napoje!


tak... zapachy były końskie :P

Plaza Cervantes

coś czego nienawidzę - raj oliwkowy

ale Pan miał fajne drewniane instrumento-zabawki!

arabska herbatka - szklanka gratis ;)

grajki

katedra ułożona z kwiatów

prawdziwa Katedra

i ja!

Fajnie było, wszystko takie piękne i dobre.. ale się skończyło i kolejne atrakcje nas czekają!

była np. demonstracja Galicyjczyków w obronie ich języka! (nie tylko śmieciarze protestują w tym mieście ;))

ukośny widok z okna mego...

Co w Hiszpanii jest jeszcze fajnego? że to czysty kraj! Myją ulice nawet jak deszcze pada ;)


To ja idę spać - bo dziś miałam 2 egzaminy - 9.30 angielski do 12.10, a o 12.00 kolejny egzamin...
Angol poszedł mi tragicznie - jednak jestem głąbem gramatycznym! a ten drugi całkiem całkiem - nawet trafił mi się temat - jedyny który porządnie opracowałam - no kto ma szczęście?
Ciekawe, czy następnym razem będę w Santiago z własnej woli, czy raczej nastąpi to już we wrześniu ;)

Poza tym omija mnie dziś wesele kuzyna Pawlaka... i ślub znajomych... ehh abstrakcja!
Niech będą szczęśliwi :*
a ja nadal szukam księcia! CV można nadsyłać dopóki kogoś nie znajdę ;)

środa, 23 czerwca 2010

nie wierzę!

Po 1 chciałam podziękować znowu i oficjalnie Adze W. za to że mnie namówiła do pisania bloga... pamiątkę detaliczna mam na zawsze, a tyle ile się tu działo mój mózg sam by nie spamiętał :*
Ps. żałuj, że nie jedziesz na Erasmusa - ominęło Cię coś... najlepszego!


Dokładnie rok temu wróciłam po egzaminach do Bydgoszczy i zaczęłam się przygotowywać do przyjazdu tutaj!
Dałabym sobie rękę obciąć, że to najwyżej miesiąc temu było.... Czas mknie z prędkością światła!!!!!!!!!!!
np. udaję, że się uczę - patrzę na zegarek - 16.10, no i wg mnie patrzę 5 min później (nic w tym czasie nie zrobiłam) a tu nagle zamiast 16.15 - 17.40... nie wiem czy ktoś sobie ze mnie jaja robi i jak nie patrzę notorycznie zegarki przestawia... czy to co dobre zawsze szybko się kończy?


Byłam dziś na 1 dniu półkolonii dla dzieci w moim colegio, to co robiłam rok temu... dość sporo dzieci się powtórzyło... urosły, zmądrzały... szkoda, że na bieżąco nie widziałam jak moje bratanice rosną.... żałuję też nie nie potrafię się rozdwoić, albo w ogóle pomnożyć, ale obawiam się, że świat by nie zniósł więcej mnie!


Jest mega upał! pachniało dziś latem - wakacjami jak nie wiem co! ja niestety zamiast się opalać, to zabawiałam dzieciaki i rozmyślałam o tych 2 egzaminach co to mam w piątek (1 dzień i 1 noc na naukę), a na które się jeszcze nie uczyłam... angielski... spoko ustny zdałam na 7,5/10, ale gramatyka... to coś abstrakcyjnego dla mnie - w żadnym języku nie istnieje, jak widzicie nawet w polskim ojczystym!


Poza tym jest mi smutno... bo nigdy się do egzaminów tak nie obijałam jak tu... ale ja po prostu nie potrafię się skupić - nie wiem o co chodzi - staram się, ale nie mogę i już!


;( wp poniedziałek pojechała Agata... we wtorek Hania... a dziś Stefano... łzy mam w oczach... ale i tak do końca nie zdaję sobie sprawy z tego, że to już koniec... że już nigdy się nie spotkamy w takim składzie i w tym miejscu... to co, że znam ich tylko rok, jak ten tylko rok było moim najcudowniejszym z dotychczasowych? to co, że czuję jakbym co poniektóre osoby znała 100 lat a nie rok... i już w ogóle nikogo to nie odchodzi, że strasznie będę tęsknić i że nie będę miała 3 minuty drogi do nich aby wpaść tak o i pogadać....


Dobrze, że chociaż przyjedzie po mnie Agatka i spędzimy na sam koniec 4 dni w Barcelonie... jakoś się przestawię może stopniowo na Polskę... ale nie wiem jak to zrobię, patrząc na te wszystkie nieuśmiechające się buzie na ulicach...


Najcudowniejszy rok się kończy powoli, ja mam zamiar się jeszcze przez miesiąc dobrze bawić, i nadal wam to opisywać, chcę też napisać jeden post odnośnie porad dla przyszłych Erasmusów... ale... absolutnie nie mam sposobu na tą pustkę i smutek jak się we mnie zbiera na samą myśl o końcu, a już w ogóle nie chcę sobie wyobrażać jak wielki on będzie jak realnie wszystkich zabraknie...
I niestety, ale zrozumieć mnie może tylko i wyłącznie 'były' Erasmus...


Ehhh jadę do Corunii na plażę - w końcu dziś noc św. Jana, czyli San Juan... oj będzie się działo!!!!!!!!!!!!!!
i w dup....e mam egzaminy, najwyżej będę musiała tu wrócić we wrześniu - co akurat jest dobrym pretekstem ;)

piątek, 18 czerwca 2010

bibliotekowo egzaminowy misz masz! :D

Jak już naście razy wspominałam czas mi po prostu ucieka! nie wiem dokładnie jak to robi ale ucieka i już!
Więc zaczęły się znowu sesje bibliotekowe, ale już nie tak intensywne jak w semestrze zimowym, a szkoda, bo w domu (tym bardziej, że nie mam światła górnego w całym domu) nie potrafię się uczyć i już!


a i nawet w biblio mi słabo idzie... wczoraj poszłam sama, spotkałam Martę... ale zamiast się uczyć (przeczytałam fragment książki bez najmniejszego zrozumienia) to film oglądałam - dokumentalny - Czeski Sen! fajowy - polecam!


Jak wróciłam do Santiago to była Zuzia - Zuzia była tu na pierwszy semestr, i już teraz na stałe jest w Gd...
Miała urodziny, więc poszliśmy do parku je świętować!




Ja z Polski przywiozłam gumę do skakania i próbowaliśmy sobie przypomnieć jak się w to skacze!!!!!!!
Śmiechu co nie miara... ale pamięć marna! aczkolwiek ja sobie przypomniała 5 z 'dziesiątek' więc nie tak źle..


Niestety dnia następnego nikt nie wiedział co się z gumą stało... ja się jakoś o nią nie zatroszczyłam, bo martwiłam się tylko moim śliczniutkim nikonikiem ;)
trudno... 3,9 zł poszło na jedną noc skakania...

Jestem już po 5 egzaminach, zostały 3 w tym 2 najtrudniejsze - w brew pozorom... ale dla mnie języki zawsze były nie doogarnięcia! więc Angielski i Włoski...


Jak w tytule pisałam ten post jest takim miszem maszem... więc o wszytskim i o niczym ;)
Za chwilę jadę do przedszkola na zakończenie roku... ehhh będę tęsknić za tymi rojbrami!


z Laurą i Carlą - moimi ulubienicami

z Miguelem, tym co mi się oświadczył ;)

Laura z Lucią - jedną z nauczycielek, u której w lipcu będę mieszkać ;)

Tak właśnie... przeprowadzam się! Jakoś nie pytałam przeprowadzając się tu czy mogę zostać do końca lipca... i wyszło, że nie mogę ;P
Więc się przeprowadzam... nie chce mi się szukać mieszkania, więc przeniosę się do Lucii, bo ona na wakacje jedzie do domu i jej mieszkanie będzie puste, mam jej zapłacić tyle ile mogę - więc stratna nie będę... jedyny '-' tego mieszkania... to że jest na obrzeżach miasta... tak więc dojście na plaza Galicia, na którą mam teraz jakieś 20 sekund, zajmie mi jakieś 45 min... ale to tylko 4 tygodnie i dam radę!

Z nowości - powiedziałam mamie, bo już nie mogłam wytrzymać, że przylatuje do mnie, powiedziała, że nie ma czasu - niezła co?? ;) ale niestety bilet już kupiony i przygoda będzie ;)

Poza tym kupiłam bilet powrotny... ;( zląduję w Polsce 31 lipca... ale wcześniej jeszcze 4 dni w Barcelonie :DDDDDDDD no i przylatuje do mnie Agatka, więc kolejne miasto podbijemy razem :D ehh BCN...

To ja lecę się szykować, bo zaraz po przedszkolu muszę lecieć odebrać bilety na Sónar :DDDDDDDDD i będzie Hot Chip ;)
a później kolacja urodzinowa u Gosi ;)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Niespodziewanka - ekspresowa wizyta w Polsce! ;)

Wstałam wcześnie bo... bo się spakować trzeba było i niespodziankę sfinalizować! a jaką?
lot do Polski :D
24 maja to mojej chrześnicy imieninki i chciałam jej złożyć życzenia osobiście :D, poza tym dzień mamy i kilka spraw na uczelni... oraz plotki ploteczki z przyjaciółmi :D


11 coś tam miałam lot do Londynu, zleciał szybko i przyjemnie, w Londynie spokojne 5 godzin czekania z filmem Kusturicy w tle i lot do Poznania. wylądowaliśmy o 19.45, wybiegłam (dosłownie) z samolotu, podjechał mój brat i szybciutko do Bydgoszczy! Jakaaaa ulewa nas 'napadła'! szczerze to nawet Santiago takiego deszczu nie widziało... a przy tych powodziach... to... sami wiecie...


Z drogi zadzwoniliśmy do mojej bratowej, żeby zatrzymała gości, ale niestety... już nikogo nie było, więc tylko trochę przetrzymała dziewczynki.


Po drodze nagadałam się z moim bratem, tak o życiu trochę, fajnie wiedzieć, że uważa, że w życiu dobrze postępuję i że mnie w tym psychicznie wspiera!


Dojechaliśmy - dziewczyny zamurowało, nie wierzyły, że przyleciałam - fajne uczucie - uwielbiam robić niespodzianki!!!!!!! U WIEL BIAM!


Szybka kolacja - polskieeeeeeee kotlety :
i brat mnie odwiózł do domu... mama... Ona to dopiero była zdziwiona! Wręcz jej pierwszy rzut oka na mnie wyglądał jak na intruza ;) ale się cieszyła - ja z resztą też!
Fajnie jest być w domu!
Pogadałyśmy sobie trochę i spać trzeba było, bo od rana kilka spraw do pozałatwiania było!
Właśnie... rano czekało na mnie śniadanie... jajeczniczka, twarożek farmerski, kabanosy, szynka... nie wiedziałam co mam pierwsze zjeść... ehhh pychhhhhhhhhhhhha!


później miasto... niestety mamuśka się słabo czuła więc sama biegałam..
Zakupy robiła, wszystko jakieś takie tanie mi się wydawało...
No i wreszcie dowód osobisty odebrałam :D
Wróciłam do domu i miałam piec sernik - bo dziewczyny na herbatkę przyjść miały... ale milion spraw do ogarnięcia... i zaczęłam piec jak przyszły :D
Najpierw przyszła Roma, bo sama chciała zrobić u mnie ciacho dla swojej mamy, 
a właśnie pochwalę się!
W Santiago któregoś dnia zapisałam się z Paulą na zajęcia z... szycia ze skóry - plan był zrobić milion torebek.. ale z rezultacie zrobiłam tylko jedną, na prezent urodzinowy dla Romy!
Podoba mi się więc się pochwalę!


moje pierwsze dzieło!


Później Alina i na koniec Ula! i tak w 4 okupowałyśmy kuchnię, śmiejąc się i chichrając. BTW... z każdą z nich znam się z różnych miejsc... ale podczas tej rozmowy wyszło jak dużo mamy wszystkie wspólnych znajomych! Świat jest super mały! ;)


 ja, Romcia, Alinka i Ula

Tak... mam nadzieję, że mnie nie zabiją za to foto... bo trochę blado wyszły :PPPP
Ale to na bank wina tego, że bateria była rozładowana w aparacie - tak tak to na pewno wina aparatu :P
Było super - uśmiałam się co nie miara - dzięki dziewczyny i jak wrócę w sierpniu - musimy to powtórzyć! :*

Z rana biegania ciąg dalszy, tym razem jakoś  mniej intensywnie, pojechałyśmy do Borówna, na cmentarz do dziadków i...
i na zakupy... kupiłam Nikona D90 jupiiiiiiiiii! teraz tylko kilka miesięcy i się go nauczę!
o 18 do Manekina na dzień mamy i spotkać się ze wszystkimi!

Pierwsze foty nikonikiem, niestety grupowego zdjęcia nie mam ;(

a oto ja szczęśliwa w Polsce ;)
no i nadszedł czas pakowania... i podróż do Gdańska... WW Bydgoszczy było super! super!
kocham to miasto, moje przyjacióły i przede wszystkim moją rodzinkę! o! taka będę sentymentalna!

4 rano... to niesamowite ale o 4.30 tu już słońce jest... a w Santiago o 7 coś dopiero się zastanawia, czy chce wyjść!
podróż zleciała spokojnie, nic nie spałam o dziwo, tylko książkę i instrukcję obsługi aparatu czytałam!
W Gd na dworcu czekał na mnie kolega, ogarnęliśmy razem starówkę i małe prezenty i pojechałam na AWF... i w sumie 2 rzeczy jakie tego dnia tam zrobiłam to: odebrałam i uzupełniłam swój indeks, oraz spotkałam się z: Owcą, moim bydgoskim przyjacielo-bratem i z moja współlokatorką z Akademika.. ehh ale się za nimi stęskniłam!
żadnych wykładowców... nic nie załatwiłam!
na 15.30 pojechałam spotkać się z Almarem, tym z Santaigo :D Almar mówi po polsku :D
a o 17 przyjechała Agatka i poszłiśmy wszyscy na flash moba do Galerii Bałtyckiej - tym razem akcja była zamarznięcie na 5 min! ścierpłam strasznie, ale śmiesznie było!
Następnie Gdynia i 35 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych! film - fajny... tytułu już nie pamiętam :P
jechaliśmy skm, ja bez legitymacji a na bilet ulgowy - udało się ;)

No i wieczorkiem pojechaliśmy do Papryki, spotkałam się z grupką znajomych z AWFu, w sumie sami chłopacy, ale super było ich zobaczyć, pogadać, ehh za nimi też się stęskniłam! no i jak zwykle z Agatą... się wytańczyłyśmy!

Z rana biedaczka szła do pracy, a mnie później jej mama do Gd podwiozła, poszłam na UG, przez szybę widziałam moje dziewczyny z roku, dowiedziałam się co muszę za dokumenty do rozliczenia Erasmusa przygotować i pojechałam na spotkanie z moją promotor na AWF... trochę mnie nastraszyła, że nie uda mi się skończyć tej uczelni, ale ja jestem dobrej myśli i wiem, że się uda!
Spotkałam się jeszcze z Monią.. ojj też się stęskniłam!
i wróciłam autobusem do Straszyna - 13 km w zaledwie godzinę ;)
pakowanie i... i pojechałyśmy na urodziny nad jeziorko do kolegi, śmiesznie było, ale krótko! zdążyłam tylko zjechać na tyrolce... i na lotnisko :(
Tam się miałam jeszcze z Ludką i Mateuszem zobaczyć... ale nie zdążyli dojechać :( w sierpniu 

Na lotnisku pogadałam jeszcze z mamą... i już się stęskniłam!
W samolocie się trochę nikonikiem pobawiłam..


A we Frankfurcie - 6 godzin, ale myślałam, że umrę... strasznie mi się dłużyło... i po raz pierwszy nie chciała wracać do Santiago!

Ale jak już wróciłam... poczułam się jak w domu!
Bardzo dobrze mi zrobiła ta wycieczka! Kocham Polskę i to wszystko co tam mam i co na mnie czeka!

piątek, 11 czerwca 2010

plażowanie w Vigo ;]

Piszę z opóźnieniem... czas zapirdziula jakoś niesamowicie szybko... nie wiem czy to tylko ja tak odczuwam czy co??

No więc jest już 11 czerwca... pada deszcz, jest może ze 12 stopni, tak tak ja jestem w Hiszpanii...
NIEDOWIARYYYYYY!

Więc wracając do tych wspaniałych ciepłych dni...

Jakoś się jak zwykle ogarnąć nie mogłyśmy, Paula jeszcze na zajęcia poszła - gdyby nie to to byśmy miały transport do Vigo... przyszła.. ja się pakuję, nie wiem co wziąć... i już prawie wychodzimy... a tu w drzwiach się Natalia pojawia :D
oo gdzie jedziecie? do Vigo - jadę z Wami... ok...

po drodze minęłyśmy kilka stosów... śmieci... strajk śmieciarzy było... i z lekka śmierdziało w mieście...


Do Vigo zawieźli nas 2 chłopaki... oczywiście mieli jechać tylko do Pontevedra, ale jakoś tak zajechali dalej ;P
Jeden wziął mój nr tel... i później przez tydzień się męczyłam... unikając odbierania, ale już mam spokój - wiem wiem jestem okropna ;)

Zaraz po przyjeździe odebrał nas z miasta Borja... Borja jest miłym bardzo Hiszpanem, którego kiedyś poznałam pod klubem, i tak sobie mailujemy od tamtego czasu!

Oprowadził nas po mieście i po 3 godzinkach spotkaliśmy się z Danielem... Daniel zaś.. jest moim kolegą z zajęć... i... był na zimowym semestrze na UG w Gdańsku :DDD no i oczywiście - pokochał Polskę!

pod drzewkiem oliwkowym w centrum miasta

w porcie

pierwotnie mieliśmy spać u Borjy, później u Daniela, a w rezultacie - zostałyśmy u Borjy, z czego Daniego mama nie była zadowolona - bardzo chciała ugościć polki ;) mnie poznała - przesympatyczna kobitka!

W między czasie poznałyśmy też koleżankę Borjy, a dokładniej jego współlokatorkę... Polkę ;) która jest w Vigo na Erasmusie! Polacy są wszędzie!

No i tak wszyscy poszliśmy na klubowanie po Vigo!
aaa chciałam jeszcze dodać, że Vigo wygląda jak kilka różnych miast - polubiłam je bardzo!

z Borją na tańcach ;)

Paula... miała jakąś dziwną noc... i ciągle mnie krzywdziła ;)
to dostałam z łokcia, to kopniaka... a na koniec mnie ugryzła... a na drugi dzień się śmiała, że mam na kolanie siniaka nieznanego pochodzenia... i jak jej powiedziałam że to jej wina, a dokładniej jej zębów... to stwierdziła, że bez sensu, że wiem skąd on się wziął... ehh ;)

a podczas drogi powrotnej do domu... w tym fajowym miasteczku... natknęłyśmy się na...

Ulicę, która się nazywa Concepción Arenal - tak samo jak biblioteka, w której dość sporooo czasu spędziłyśmy z Paulą, i tak nam się sentymentalnie zrobiło...

A z rana... tzn o 14 się ogarnęliśmy i...
vamos a la playaaaaaaaa!

super graczki ;)

a w tle Islas Cies... ale o tym po 28 czerwca ;)

i tak plażowaliśmy się do jakieś 19-20... no i było przegorąco cudownie... 
w między czasie udało mi się przysnąć... ehh jakie to wspaniałe uczucie obudzić się na plaży śniąc o niej... nie wiedzieć gdzie się jest i być cudownie pozytywnie zaskoczonym, że właśnie na plaży się jest! kocham!

niestety - trzeba było wracać :(
udało nam się na 2 samochody!

a niedzielę... również leniwie na opalaniu w Bonavalu parkowym spędziłyśmy! nie było jak na plaży... ale lepsze to niż teraz ten deszcz... ;(

ehh wróciłam do domu.. i czas na przygotowywanie niespodziewanki nastąpił! ;]


czwartek, 3 czerwca 2010

queima das fitas - Coimbra ;]

Aśka z Igą pojechały... ja zaś spać dalej poszłam...
no i zamiast z rana to z południa się do Coimbry wybrałyśmy... a co za tym idzie... niestety w Porto utknęłyśmy...
Więc szybki tel do Tiago czy nas przygarnie na noc - a Tiago porządna firma - więc problemu nie było! Ale... że miał trening do północy... to my na shopping poszłyśmy i Magdusia sobie piękne spodnie kupiła (tak tak - kolejne 2 pary się dziur nabawiły)

Spać szybko poszłyśmy, bo a rana ruszać musiałyśmy. Tak więc ruszyłyśmy i Papieża ominęłyśmy... hehehe... właśnie tego dnia w Porto z pielgrzymką wizytował Benedykt XVI, ale nas Coimbra wzywała!

Na miejsce zawitałyśmy szybko dość, bo chyba przez 12 już byłyśmy i od raz na zwiedzanie poszłyśmy... a raczej na włamanie :P

Wszyscy polecali nam miniaturową Portugalię - taki skansen... tak więc tam na pierwszy strzał poszłyśmy... wchodzimy bez gadania... a tu upsss... bilet 8 euro... i nagle nam się odechciało wszystkiego... ale... pomysłowości nam nie zabrakło... przechodząc koło skansenu natknęłyśmy się na drabinę... więc ją wykorzystałyśmy :DDDDD

i takim to cudeńkiem się włamałyśmy do muzeum :D
i dobrze, bo to nawet 3 euro nie było warte, a co dopiero 8! skandal!
śmiesznie i miniaturowo było!

nawet mi małej Magdzie trudno było siedzieć na tych tyci schodach!

a to moje ulubione foto! mówiące samo za siebie! każda wybrała swój adekwatny owoc, i minę odpowiadającą życiowemu nastawieniu ;)

tak tak, Magda z nowymi spodniami z mango na mango ;)


a tu z workiem z Continente, Portugalskiego supermarketu, dla uczczenia przepycsznychhhhhhh jogurtów jakie tam mają - prawie tak dobre jak polskie jogobelki!



wyluzuj... ;]


a tu się znowu wkraść chciałyśmy, do chatki małej, ale tym razem nam nie wyszło :P

ehh później poszłyśmy na dalsze zwiedzanie miasta i tak zwiedzałyśmy do momentu, aż nasz host nie zabrał do siebie do domu... tak się ładnie wyprysznicowałyśmy i przebrałyśmy i imprezę zaczęłyśmy! tzn liśmy - bo panowie też tam byli... my 3 i ich 2...
co oznacza: Natalia upatrzyła sobie naszego hosta, kolega naszego hosta upatrzył sobie Paulę, a Magda musiała jej pomagać uciekać przed nim ;)

Jako, że zaczęliśmy grać w chińczyka, tzn. alkochińczyka, a ta gra w praktycznie końca nie ma... to się spóźniliśmy na koncert Guano Apes ;(
dojechaliśmy na ostatni bis...
ale i tak weszliśmy na inny koncert... oczywiście nie było już takiego szału... ale zawsze coś - no i trochę juewnaliami zapachniało!

Próbowałam przez całą noc się z Ewką (tą co na Wielkanoc była u mnie) znaleźć... ale nam nie wyszło ;( tak to jest umawiać się w miejscu którego się nie zna... ejj to przy redbullu... a redbulli - 5 na placu... pupa i już! bo bardzo się chciała z nią zobaczyć!! o!!

wyszliśmy dość wcześnie bo coś po 4... ale zanim do samochodu doszliśmy to już było po 5... a zanim do domu dojechaliśmy to już po 6 było - a tam - Carlosa mama na nas z rosołkiem czekała - genialne!
no i spać! żeby wcześnie wstać i do Santaigo doje - chać!
oczywiście nie wyszło!
a zaraz po śniadaniu mamu zrobiła jeszcze obiad...

i tak pękające w szwach po 15 wyruszyłyśmy...
i co... i po raz pierwszy... jechałam stopem... na MOTORZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

ale tylko kawałeczek, bo kasków dla nas nie było ;(
ehh ale zawsze coś!

No a jak już się zaczęło ponuro robić, to zabrał nas chłopiec... który to miał jechać tylko kawałek dalej... ale powiedział, że w sumie to mu nie robi - i może do Santaigo nas zawieźć, musiałyśmy się tylko do paliwa dołożyć - bo w końcu nie po drodze mu było... a że już szaro się robiło - to poszłyśmy na taki układ!

o 1 byłyśmy w Santiago... ja poszłam spać i z małymi przerwami spałam... 19 godzin :D
kocham Erasmusa ze wszystkimi jego atrakcjami!
;] wycieczka fajowa!
a ja chce od teraz motor, albo chociaż Vespę! o! moje nowe marzenie! śliczniusia kremowa Vespa!