sobota, 26 czerwca 2010

chaotycznie!

Aga dała komentarz do poprzedniego posta, że niby chaotycznie pisała - ale to ja mega chaotycznie piszę, a to dlatego, że mam milion myśli do przekazania!


Na początku dodam artykuł - PO ERASMUSIE... koniecznie przeczytajcie!


Wracając do chaotycznego wpisu ;)
byli dzieci (haa pięknie nie po polsku) z I LO mojego na wycieczce w Santiago, trochę im poopowiadałam, do muzeum zaprowadziłam, a co najważniejsze... ze 40 kg bagażu oddałam! plecak był tak ciężki, że mimo dość silnych nóg jakie posiadam... to wstać nie mogłam sama mając go na plecach...
no i tak z Paulą oddałyśmy swoje walizy, i tak nam się przypomniało, że może jeszcze prezenty byśmy im dali - tzn. nie dla nich, tylko pamiątki do Polski ;)
no i cały dzień zachowywałyśmy się jak turystki, od sklepu do sklepu, od koczowatej pamiątki do mega kiczowatej ;) kasyy wydałyśmy... dużo!
no i w rezultacie piszę do Pana dyrektora, gdzie możemy i podrzucić jeszcze 2 małe plecaki... nic... dzwonię - a tam poczta głosowa... uuuuuuu... perspektywa nadbagażu i tak się włączyła...
ale... dostałam smsa, że już są w hotelu i tam możemy rzeczy podrzucić... ok... ale gdzie hotel? yy... daleko!
to postanowiłyśmy, że rano o 6 pojedziemy tam na rowerach... nieee.. lepiej teraz od razu! 
ubrałyśmy drechy, Paula poszła jeszcze sukienki dopakować - więc z 2 plecaków zrobiły się 3...
było już po 23... idziemy po rowery... na plaza Roja - ani jednego... na Campus Sur... 1... no to pięknie!
Poszłyśmy na pieszo! tzn przy El Corte Ingles (to tak daleko, że nigdy w tym centrum handlowym nie byłam) złapałyśmy stopa :D pan nas zawiózł do hotelu, zostawiłyśmy manatki i wróciłyśmy... biegnąc pół drogi, a kolejne stopem ;) i jeszcze rundkę w Alamedzie zrobiłyśmy (w końcu strój biegowy nie mógł się zmarnować ;))
A chciałam jeszcze dodać, że bydgoszczaki przyjechali w trakcie mega upałów w Polsce i strasznej zimnicy tu... no ale poznali 'prawdziwe' Santiago ;)


Poza toną jaka mi ubyła, w między czasie - jakieś 2 tygodnie po powrocie z Polski zrobiliśmy sobie wojnę na balony z wodą ;) ja bawiłam się w fotografa z moim cudeńkiem, więc byłam nietykalna, ale reszta...


mokry Olo

Paula z Natalią w akcji


miało być na klatę ;)

Paula wygrała ostatnią swoją akcją całą wojnę!

a między 3 a 6 czerwca Santiago zamieniło się w średniowieczne miasteczko - tan było Mercado Medieval!
czyli różności najróżniejsze do kupienia, wcale nie po cenach średniowiecznych!
Ja zakupiłam sobie śliczną bransoletkę i przepyszną herbatkę owocową, no i pycha jedzenie i napoje!


tak... zapachy były końskie :P

Plaza Cervantes

coś czego nienawidzę - raj oliwkowy

ale Pan miał fajne drewniane instrumento-zabawki!

arabska herbatka - szklanka gratis ;)

grajki

katedra ułożona z kwiatów

prawdziwa Katedra

i ja!

Fajnie było, wszystko takie piękne i dobre.. ale się skończyło i kolejne atrakcje nas czekają!

była np. demonstracja Galicyjczyków w obronie ich języka! (nie tylko śmieciarze protestują w tym mieście ;))

ukośny widok z okna mego...

Co w Hiszpanii jest jeszcze fajnego? że to czysty kraj! Myją ulice nawet jak deszcze pada ;)


To ja idę spać - bo dziś miałam 2 egzaminy - 9.30 angielski do 12.10, a o 12.00 kolejny egzamin...
Angol poszedł mi tragicznie - jednak jestem głąbem gramatycznym! a ten drugi całkiem całkiem - nawet trafił mi się temat - jedyny który porządnie opracowałam - no kto ma szczęście?
Ciekawe, czy następnym razem będę w Santiago z własnej woli, czy raczej nastąpi to już we wrześniu ;)

Poza tym omija mnie dziś wesele kuzyna Pawlaka... i ślub znajomych... ehh abstrakcja!
Niech będą szczęśliwi :*
a ja nadal szukam księcia! CV można nadsyłać dopóki kogoś nie znajdę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz