wtorek, 25 sierpnia 2009

dzień 21.

Myślałam, że będzie to bardzo nudny dzień, że nic ciekawego się nie zdarzy. Dlaczego?? Bo jak się obudziłam i wychyliłam głowę z namiotu, to moim oczom ukazała się ciężarówka Tirowa z wielkim napisem POLAND. Tak więc Roma udała się do pana kierowcy zapytać, czy może nie jedzie przypadkiem w kierunku Frankfurtu, no i na nasze szczęście jechał. Zabrał nas i tak zleciało 7 godzin, na rozmowach po Polsku przeplatanych drzemkami. Pan był bardzo miły i sympatyczny, i nawet radził się nas w sprawach swojej córki, które jest w naszym wieku - śmiesznie tak rozmawiać z czyimś ojcem :)

Niestety, nie jechał do samego Frankfurtu, tylko 200 km na północ, i niestety ale przegapiła zjazd, na którym miał nas wysadzić i pojechałyśmy kawałek dalej.. Po czym musiałyśmy przejść (przebiec :D) na drugą stronę autostrady!!

Dałyśmy radę. Postałyśmy może ze 30 sekund i nagle, niespodziewanie, zdarzyło się coś co nigdy wcześniej nie miało miejsca! Zatrzymała się kobieta!! sama!!
26 letnia dziewczyna, która to nigdy wcześniej nie brała autostopowiczów!! Jechałyśmy z nią dość długo... w sumie to za długo, bo ona również przegapiła zjazd.. i zawiozła nas na najbliższą stację benzynową, która to od zjazdu na Frankfurt oddalona była o jakieś 30 km :/

Tam - powtórka z rozrywki - biegiem przez autostradę na drygą stronę, tyle, że tym razem przez krzaczory!! Ale.. dałyśmy radę!

Roma w gąszczu

Stoimy sobie i łapiemy stopa (z 10 min nam to zajęło), nawet zaczęłyśmy grac w badmintona i ja się zdążyłam skaleczyć końcówką złamanej rączki, a tu nagle wychodzi z TiR pan kierowca i zaczyna nawijać do mnie po niemiecku. JA mu na to, że nie rozumiem, o on dalej swoje... Jedyne co rozumiałam to: problem, problem, problem!! Chodziło mu o to, że Frankfurt w drugą stronę jest, ale ja widziałam znak na zjazd i się nim nie przejmowałam! I bardzo dobrze, bo po chwili zatrzymał się miły pan, który to mieszkał 5 km od stacji, a zawiózł nas te 30 kilka na zjazd, a dokładniej na stację za zjazdem!

Tam złapałyśmy lekkiego steras, bo już się zaczynało robić ciemno, a my tak blisko od Frankfurtu... Po drodze zadzwonił do mnie koleś z CS zapytać kiedy będziemy na miejscu, chciał też podać mi adres, ale ja już miałam jego adres z maila, poza tym jakoś dziwnie wolno gadał, więc nie chciało mi się z nim dyskutować. Na tej stacji blisko Frankfurtu znowu z Romą doznałyśmy szoku, bo znowu zatrzymała się kobieta! i znowu sama! Wklepała w GPS adres i stwierdziła, że to blisko jej domu, więc na podwiezie :) jupiii.

Dojechałyśmy na miejsce o dzwonimy do naszego gospodarza, żeby zszedł po nas, albo podał nr domofonu, a o na to, że 13, a ja na to, że tu nie ma numerów, tylko nazwiska, więc on na to, że to ostatni domofon. Dzwonimy i nic, nikt nami nie otwiera... Wysłałam mu smsa, że jesteśmy na dole, i nich po nas zejdzie, ale nie doszedł. Sprawdzam więc na zdjęciu maila, czy aby wszystko ok... no i stwierdzam, że nr tel jest inny... Wysłałam więc tego samego smsa na nr ze zdjęcia z maila, no i za chwilę ktoś schodzi :) Co się okazało Kay wcale do nas nei dzwonił :D hehehe jakiś inny koleś nie odpisał mi na maila, tylko myślał, że jak zadzwoni na ostatnią chwilę to wystarczy :DDD.

Kay zadzwonił do niego z domowego i wyjaśnił, że będziemy u niego nocować, i żeby ten koleś na nas nie czekał. Myślałam, że Kay umrze ze śmiechu, bo ten koleś po niemiecku też tak wolno mówił, co więcej wypytywał go kim jest i gdzie dokładnie mieszka...

A myślałam, że nic mnie nie zaskoczy... a tu jednak kolejna niespodzianka. Kay mieszka z... Dorotą! Polką, która od 5 lat siedzi w Niemczech, także znowu trochę po polsku pogadałyśmy. Wspólnie zaproponowali nam czy nie chcemy z nimi pójść na... na... pogrzeb ich szczura :DDD Śmiesznie!!

martwy szczur :D

Kay z Dorotą

Pojechaliśmy więc do lasu, i Kay gdzieś zniknął, krzyczymy za nim, dlaczego tak daleko poszedł, a o na to, że szuka szczura :P Zostawił go ta rano i nie pamiętał teraz dokładnie gdzie :P
Także miał być pogrzeb szczura, tyle, że szura nie było... ale się znalazł po chwili... i w rezultacie pogrzeb odbył się i nawet kwiaty były!

Po powrocie szybko się z Romą umyłyśmy i przebrałyśmy i poszłyśmy pozwiedzać Frankfurt nocą z Kayem, bo Dorota nikt nie wie gdzie i kiedy, ale nagle przepadła...

Miasto szałowe nie jest, ale do najbrzydszych też nie należy. Pierwszym punktem wycieczki było... centrum handlowe :P Atrakcją było to, że byliśmy w nim sami :)

w centrum... uwagi :D

Później poszliśmy na "starówkę" i nad rzekę. I znowu późno spać poszłyśmy, ale już nam to nie robi w ogóle - kompletnie do tego przywykłyśmy, jedyne co to nie zgubiłyśmy się we Frankfurcie, bo był z nami jego mieszkaniec. Za to na autostradzie 2 razy :DDD

Hasło wyprawy: "JA NIE WIERZĘ"
w tym przypadku powalił nas pogrzeb szczura oraz... hmmm.. to jednak prawda, że Niemki to "twarde' babki, bo tylko one się zatrzymały same, aby na podwieźć :)

aaa i jeszcze jedno... jak tak jechaliśmy przez cały dzień autostradą, a szczególnie tymi w Niemczech, to tak mi się znwou mocno za nartami zatęskniło... bo przecież zawsze przez Niemcy na narty się jeździ (no może nie do Wisły np. :P) Ja chcę na Nartyyyyyyyyyyyyyyyyy!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz