wtorek, 14 lipca 2009

Polski wieczór!

Obudziłam się w niedzielny poranek i – Witaj w typowym Santiago. Pogoda była dokładnie taka sama jak w dzień przyjazdu, czyli wyglądało tak, jakby padało.. a w rezultacie to 'tylko' mżawka była. Poszłam do Alicji po swoją paczkę, oczywiście bez mapy i na tzw. czuja.. ale dotarłam - trochę na około i z opóźnieniem, ale dotarłam :) tak padało, że mimo, że nie wzięłam parasola to i tak nie byłam mokra.. tylko jakaś taka.. no dobra mokra, ale nie kapało ze mnie.
Pokręciłyśmy się trochę z Alicją po mieście i odkryłam, że mieszka ona blisko ulicy Warszawskiej:)


Następnie przepakowałyśmy paczkę, żeby nie włóczyć się z kartonem po mieście. podczas przepakowywania zastanawiałam się tylko dlaczego zamiast sukienek, nie włożyłam do tej paczki długich spodni i polarów... jak już trochę ponarzekałam sama na siebie poszłyśmy do mnie, ale znowu musiałam wrócić do Alicji, bo jednej rzeczy zapomniałam.. także się trochę nachodziłam.
Dopadły mnie też dziś kobiece przypadłości.. ale bezboleśnie o dziwno i bez ataku obżarstwa, a to już w ogóle dziwne :D więc po długim spacerze stwierdziłam, że czas na drzemkę :D
Obudził mnie telefon. Zadzwoniłam do mnie polka, do której 2 dni wcześniej maila napisałam, a która jest przewodniczącą Stowarzyszenia Polaków w Galicji i zaprosiła mnie na wieczorne spotkanie poloni, zaoferowała nawet że po mnie podjedzie. Umówiłyśmy się na 18.40. Ewa mieszka tu już od 8 lat, przyjechała tu na rok na Erasmusa.. i została :D także uważajcie, bo może już nie wrócę :DDD jest z.. Bydgoszczy :DD i chodziła do… I LO!! (dla niewtajemniczonych – tego samego co ja!) i nawet Pilomon ją uczyła (moja wychowawczyni, która to już wtedy bardzo lubiła białe rajstopy!)

O 19 była Msza św. po polsku, a następnie spotkanie. Poza członkami stowarzyszenia, byli też pielgrzymi, którzy to dopiero co dotarli do Santiago po 800-900 km wędrówki.. szacunek i podziw wielki mam dla nich.Do jedzenia była pomidorówka i ciachaaa!! W między czasie trochę posłuchaliśmy polskich piosenek granych na skrzypcach i akordeonie i tak przy rozmowach i muzyce czas miło zleciał. Poznałam kilkoro interesujących osób i bardzo fajnie spędziłam wieczór.



Po powrocie mnie przyleniło i już nic konstruktywnego nie zrobiłam… no chyba, ze pójście spać można uznać za konstruktywne :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz