piątek, 10 lipca 2009

Kąśliwa plaża...

Drugi dzień w pracy – jak powiedziałam Alicji jak ma wyglądać moja wtorkowa i czwartkowa praca to mnie wyśmiała i powiedziała, żebym się tylko nie przemęczyła :P a mianowicie – wycieczka na plażę z dzieciakami, ale to naprawdę był ciężki dzień. Po pierwsze jak się obudziłam to za oknem tylko chmury.. ale w colegio powiedzieli, że i tak jedziemy, więc pojechaliśmy. 1,5 h zajęła podróż, a później – dzieciaki jak zobaczyły wodę, to oszalały, nie szło ich upilnować, a Hiszpanie – tak jakby w ogóle nie zwracali uwagi na kwestie bezpieczeństwa… poza tym zimno było jak niewiemco i do tego strasznie wiało! W pewnym momencie stałam i obserwowałam je w bluzie, i i tak miałam gęsią skórkę… a woda.. lodowata! Ale w końcu to ocean. Jak już dzieciaki się wypluskały to trzeba było je przebrać… a to nie lada wyczyn na plaży z 30 małych krzykaczy.

Następnie nadszedł czas posiłku… taki a la piknik wyszedł, a nińos nawet lody sobie pokupowały.

Po żarełku przenieśliśmy się na inną plaże, w sumie to jakaś zatoka była. Bardzo malownicza.. ale w Chorwacji widziałam ładniejsze (o!), jedynie co tu było piękniejsze, to piasek mieniący się kawałkami złota. Nie było wiatru, więc jakoś cieplej było, ale tym samym woda wydawała się jeszcze zimniejsza. Zrobiło się tak gorąco, że jednak postanowiłam ściągnąć bulzę, i gdy tylko to zrobiłam coś mnie ukuło. Myślałam, że to metka od stroju kąpielowego.. ale nie – coś mnie ukąsiło. Nie była to ani osa ani pszczoła. Coś bardzo szybkiego, dość dużego i czarnego. Bolało potwornie, ale myślałam, że poboli i już. Nie! Ugryzienie miałam prawie pod pachą, a jak wróciłam do domu to spuchnięte i czerwone było aż do łokcia.


Poszłam do apteki po coś po ukąszeniach, ale farmaceutka mi powiedziała, że najlepiej jak pójdę do lekarza. Więc wybrałam się w poszukiwaniu szpitala, no ale po drodze zahaczyłam o inną aptekę i tam kupiłam coś, co podobno miało pomóc.. aczkolwiek.. efektu nie widziałam.

Wieczorem znowu dopadły mnie smutki.. jak pracuję, to mimo, że czas wolno leci to jakoś nie mam kiedy myśleć o wszystkim co mnie martwi, ale jak już mam chwilkę sama ze sobą (lub z laptopem).. to mnie ogarnia samotność i czuję taką trochę bezcelowość wszystkiego… ehhh idę spać, może jutro będzie weselej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz