poniedziałek, 20 lipca 2009

babski weekend :D

Sobota rano - umówiłam się z Magdą na shopping, bo w piątek nam nie wyszło. Madzia wyjeżdża za 2 tygodnie i chciał skorzystać jeszcze z tutejszych przecen, ale kupiła sobie… fante! Ale za to ja :D kupiłam nowy płaszczyk, 2 szaliki i bluzkę, a dzień wcześniej jeansy. Miałyśmy tysiące planów na sobotę… ale skończyło się na 5 sklepach!! Eee mańana :P

Na 15 Magda poszła do pracy, a ja do domu wreszcie się porządnie rozpakować i ułożyć w moich 2 szafach, no i posprzątać - bo syffff był niesamowity! A wszystko po to ze wieczorem miał być u mnie biforek przed pójściem na miasto. 22.15 przyszły dziewczyny. (Jacek był w pracy, miał dojść później, ale w rezultacie się poddał co skutkowało tym, że miałyśmy babski wieczór :D) zrobiłyśmy Tapas - takie hiszpańskie przystawki w różnej formie dodawane do napojów w barach. Nasz tapas to była pokrojona bagietka, fuet (wyrabiana ręcznie kiełbasa we flaczku o długimi i wąskim kształcie) i ser pleśniowy. Do tego miałyśmy 3 wina. 2 kupiłyśmy z Magdą - różowe litrowe za 1,25 € (nie żeby to najtańsze było!! Bo takowe kosztuje 0.69 €!! Mniej niż woda!!), a Aga przyniosła jeszcze trzecie… no i tak się porobiło, że poradziłyśmy sobie z tymi 3 butelkami we 3!! No i oczywiście cały tapas zjadłyśmy :D Gadałyśmy jedna przez drugą, jak stare przyjaciółki, które się 100 lat nie widziały. Wieczór był super udany… ale później nadeszła noc… a my postanowiłyśmy, spędzić ją na mieście. Poszłyśmy więc na koncert, niestety nie znam nazwy zespołu, ale bawiłam się jak nigdy - przetańczyłam cały koncert w ogóle nie siadając - co mi się nie zdarzyło nigdy!! Jak już skończyli występy, 10 min później doznałyśmy szoku! Wokalistka wyszła na scenę i zaczęła klnąć jak szewc - ktoś jej za kulisami ukradł torebkę z dokumentami… bez komentarza!

Poszłyśmy później dalej, poszukać czegoś ciekawego i tak napotkałyśmy 3 Hiszpanów. Jeden z nich - jak nie Hiszpan, mówił dobrze po angielsku i „skupił” się na Magdzie. 2 pozostały, z lekka nas wkurzających, próbowało nas „oczarować”, ale bez większych efektów. Więc postanowiłyśmy z Agą po prostu uciec :D zostawiłyśmy Madzię samą i się zmyłyśmy. Z relacji Agi (bo ja na to nie zwróciła uwagi) w domach byłyśmy ok. 5...

Rano - umówiłam się na 11 z Alicją, ponieważ jutro wylatuje do Polski na 3 tygodnie w odwiedzinki do rodzinki! Ale… ale pewna przypadłość, z którą ekstremalnie rzadko mam do czynienia, a mianowicie KACYK nie pozwalał mi wstać z łóżka. Jakimś cudem i z pomocą butelki wody zwlekłam się o 10.50, ogarnęłam i pobiegłam na spotkanie z Alicją.

Aaa przed wyjściem, wpadł jeszcze do mieszkania właściciel, żeby uwaga! Posprzątać. Wow! Latał normalnie z miotłą i szmatą i sprzątał. (oczywiście nie w pokojach, ale w pomieszczeniach ogólnodostępnych). Poinformował mnie również, że ma zamiar okna wymienić, bo przez te jest zagłośno. No i proszę - pozytywne myślenie ściąga pozytywne skutki (nie sutki ani smutki :D) i problem hałasu się rozwiązał!

Z Alicją poszłyśmy na kawę i herbatę, a później do parku na spacerek i ploteczki. Strasznie bolały mnie kolana, ale postanowiła (z okazji 2 prawdziwie hiszpańsko-ciepłego dnia), że pójdę po południu do parku na opalanko trochę je wygrzać :)

Tak więc, po rozstaniu się z Alicją wróciłam do domu, ucięłam sobie drzemkę (sjectę hiszpańska) i o 17 ruszyłam na powolne poszukiwanie miejsca do opalania się. Zahaczyłam po drodze (tzn. nie po drodze, bo z pół godziny tego szukałam) o Magdy pracę, żeby zapytać jak się ma… ojjj marnie się miała… biedactwo!! Co to wino z człowieka robi… ja nie wiem…:D

Tak sobie szłam uliczkami Santiago w pięknym słońcu, i tak sobie uśmiechałam się sama do siebie i w duchu mówiłam: jak tu jest cudownie. Czuję się szczęśliwa, nic mnie nie goni, ja się nigdzie nie śpieszę. Miasto ma niesamowitego ducha i 'coś', co strasznie przyciąga. Jeśli tylko kiedykolwiek będziecie mieli okazję, to zahaczcie o Santiago, bo naprawdę warto!! Swoją drogą - wszyscy mile widziani - oficjalnie zapraszam!! A tym co mogą - niech wybierają Santiago, jako miasto na Erasmusa (polecam mimo, że nie zaczęłam jeszcze studiować :D ale jestem przekonana, że będzie cudownie, bo już jest).

Dotarłam do parku, po małym błądzeniu, ale to akurat plus, bo coraz bardziej miasto poznaję :) i się godzinkę posmażyłam.

Na spokojnie wróciłam do domku, pobawiłam się w Internecie, nadrobiłam zaległości z blogiem i z uśmiechem na twarzy (to moje nowe postanowienie - zawsze, wszędzie i do wszystkich starać się uśmiechać) zasnęłam w oczekiwaniu na kolejny fantastyczny tydzień (jestem przekonana, że właśnie taki będzie).

Tymczasem ostatni tydzień pełnowymiarowych praktyk czas zacząć ;) - życzę Wam wszystkich super udanego tygodnia!! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz