niedziela, 6 września 2009

Ja wiedziałam, że tak będzie! ;]

Jest tak jak przypuszczałam - cudownie!
Prawie wszystko idzie jak na razie po mojej myśli - jedyne co mi nie wyszło do tej pory to: zakup roweru i zapisanie się na zajęcia fitness. Więc jak sami widzicie to nic strasznego i jakoś przeżyję :P

Praktyki c.d.
Zaczęłam znowu 1 września. Myślałam, że będzie nie fajnie, bo bez dzieci z samymi nauczycielami - ale było spoko! Ja będę pomagać Victorii, z którą to już pracowałam w lipcu. Będziemy miały 5-latki. Ona będzie 'normalną' panią przedszkolanką, a ja będę z nimi mieć angielski i ogólnie podczas całego dnia mówić po angielsku. Grupę 4-latków ma Patrycia, a 3-latków Lucia. No i z Lucią to raczej się bardzo polubimy :) Jest tam nowa - ma 25 lat, więc jest o czym rozmawiać. Poza tym zawsze po pracy odwozi mnie do domu samochodem :D

Poza tym kontynuuję pracę na d organizacją wymiany... hmm... no bo chyba o tym nie pisałam... A mianowicie. Moje doskonale już Wam znane I LO, w momencie kiedy ja je skończyłam, została w nim otwarta klasa hiszpańska - 4-letnia. Pierwszy rok nauki hiszpańskiego a 3 pozostałe, nauka wszystkiego po hiszpańsku. Wpadłam, więc na pomysł, żeby zorganizować wymianę między I LO w Bydgoszczy a Colegio Junior's. Zapytałam Miguela (dyrektora Colegio) i myślałam, że oszaleje z radości jak usłyszał mój pomysł, więc na drygi dzień zadzwoniłam do I LO i tam również pan dyrektor nie mógł powstrzymać swojego zachwytu z powodu tej propozycji.
W skrócie - w październiku Hiszpanie jadą do Bydgoszczy. (a ja może z nimi jako opiekunka :D - nie mam to jak 'delegacja' z pracy do domu :))
A na wiosnę I LO przyjeżdża do Santiago :)

Tak więc wtorek, środa i piątek zleciały a pracy na sprzątaniu klasy i porządkowaniu wszystkiego.


Czwartek - w ten dzień nie pojechałam do colegio, bo miałam test sprawdzający poziom mojego hiszpańskiego i dopasowujący mnie do jakiejś grupy. Spotkaliśmy się przed testem z Włochami i z Hanią (bardzo fajną polką) i razem się spóźniliśmy na test :D na szczęście nas przyjęli!

Hania, Stefano, Michele, Ja, Sylvia chwilę przed testem :)

Niestety poza Hanią, biedaczka mało co zna hiszpańskiego i jeszcze nie chcą ja na kurs przyjąć, bo się przez internet nie dała rady zapisać... i się biedna stresuje teraz!
Wyniki testu miały być o 17.00... no i już o 2 w nocy były :P

Wieczorkiem poszliśmy do Michele i jak wróciłam o 2 w nocy to akurat można było zacząć się rejestrować na następny dzień na kurs... Hiszpanie!!
Wyszło na to, że jestem z Michele w grupie, poziom 4. Tyle, że on uczy się hiszpańskiego od dni 5, a ja od ponad roku!! To się nazywa sprawiedliwość!! Włosi... i ich talent do hiszpańskiego... ehh.

Piątek - ledwo zdążyłam na autobus do pracy, bo za późno wstałam :D
w pracy... sprzątanie. Po pracy bezpośrednio umówiłam się z Hanią pomóc jej szukać mieszkania (ma całkiem fajne, ale drogie, więc szuka innego, a że nie mówi tyle co ja po hiszpański więc poprosiła mnie o pomoc).
Prosto od Hani byłam umówiona z Mikim (Michele) o 16.00 bo o 16.30 zaczynaliśmy lekcję hiszpańskiego, która trwała 3,5 godzinki... Ale była fajowa i mega intensywna... ojjj dużo się nauczę!!

Tam poznaliśmy kolejnych włochów i polaków i tak nasz polish-italian team się powiększa :D


Po kursie zaatakowaliśmy sklep z książkami (tak, bo tu sklepy do 21 są otwarte, bo w ciągu dnia mają sieste). Książka i ćwiczenia 25 euro... więc chcieliśmy skserować... ale tu nie można - prawo mówi, że tylko 10% książki można skserować.. Więc trzeba było kupić. Kupiłam z Mikim książkę na spółę i każdy po ćwiczeniach, więc zaoszczędziliśmy po jakieś 8 euro.


W domu byłam o 21.30 a o 22.00 mieliśmy się spotkać pod katedrą na pierwszej oficjalnej erasmusowaj imprezie. Miałam 10 min na prysznic i ogarnięcie się - udało się :D
Przed wyjściem stwierdziłam, że wracam najpóźniej o 1, bo w sobotę rano jadę na tenisa - o 5.30 już byłam w domu...


Napiszę tylko o jednej zabawnej sytuacji:
Siedzimy sobie na schodach pod katedrą, ja, Gosia, Niemka i Urugwajczyk. Ja z Gosią przyglądamy się rozmowie tej pozostałej dwójki - dodam tylko, że rozmawiali oni po... polsku!!!!!!!!!!!!!!

Niemka z Urugwajczykiem + Gosia w środku rozmawiający po polsku!

(Niemki rodzice są z Polski, a Almar uczy się polskiego, bo jedzie w lutym na wymianę na UG do Gdańska)
Co tu wiele mówić - warto było!

polish-italian team

Sobota - 8.30 wstałam, czułam się i wyglądałam jak ząbi! Pojechałam nieprzytomna na tenisa. Ale o tym kiedy indziej!

Wróciłam o 15.30 do domu, a na 16 Hania z Maćkiem chcieli mnie wyciągnąć na średniowieczny festyn do pobliskiej wioski... Na początku się zgodziłam, ale później - jejjuuu dobrze, że zmieniłam zdanie! Spałam 4 godzinki i trochę odpoczęłam - i znowu wieczorne wyjście.

Wszyscy mi prawili cudowne komplementy, że jakoś niewyraźnie dziś wyglądam i gdzie się podziała moja energia - więc o 1 się zmyłam i wreszcie porządnie wyspałam!!

Plan na dziś: Sprzątanie, nauka hiszpańskiego, maile - a wieczorem - jak zwykle - poznawania się ciąg dalszy!

1 komentarz:

  1. Wiesz, u nas też nie wolno kserować ksiażek... tylko ludzie uważają, że prawo jest do łamania a nie przestrzegania ;)
    A festyny średniowieczne na zachodzie zawsze były uważane za gorsze od naszych - gorsze z punktu widzenia rycerzyków. Kiedy ja się w to bawiłam, panowała zasada, że im dalej na zachód tym ludzie wydają więcej kasy na nie-wiadomo-co a im dalej na wschód tym bardziej lubią i umieją się bić.

    OdpowiedzUsuń