środa, 23 września 2009

Ciąg dalszy :D

No więc - autobus w sobotę wreszcie przyjechał - cały dojazd do klubu golfowego w którym mam zajęcia z tenisa zajął mi zaledwie 2,5 godziny... a wracałam 20 minut, więc to nie jest daleko, ale autobusy mi się z lekka nie zgrały... Nieważne!

Dojechałam i co?? Padał deszcz... bosko!
Więc zamiast grać w tenisa, skorzystałam z darmowego szybkiego internetu, zadzwoniłam do brata, bratowej i mamy przez skype, popisałam trochę i tak jakoś czas zleciał... w rezultacie miałam 1 lekcję z 1 dziewczynką o 13.00, a później mogłam zostać na obiad, poczekać 2 h i pograć godzinkę... więc wróciłam do domu z kobietą z klubu i o 14.30 byłam już w domku.
A po drodze dowiedziałam sie po raz milionowy, że świetnie mówię po hiszpańsku - co mnie bardzo podnosi na duchu, w szczególności, że wiem ile mi brakuję - co dobrze prognozuje na przyszłość - że będę mega wymiatać po hiszpańsku jak się skończy mój Erasmus! Nie położyłam się, ale czułam się fatalnie - kompletny brak cukru w organizmie, więc szybko zjadłam i zrobiło mi się lepiej!

Powalczyłam trochę z moim wolnym internetem i na 17 umówiłam się z Hanią i Maćkiem na 'wycieczkę' do galerii handlowej. Poszliśmy z lekka na około.. i w ogóle jakiś taki wolny dzień to był dla nas.. Slow motion...

Doszliśmy i zaczęło się szukanie mojego sklepu, w którym to zostawiłam plecak do reklamacji... przeszliśmy 2 razy i nic.. nie ma... więc zrezygnowani usiedliśmy pod parasolkami makdonalda i co?? i nagle patrzę, a przede mną mój sklep...
ehhh...

Po tym poszliśmy na halę, zrobić zakupy ogólne, Maciek kupił sobie lampkę, ja zeszyty - jak tu bida z nędzą jeśli chodzi o zeszyty... można by tu niezły interes na tym zbić (ps. wszelkie prawa zastrzeżone :P)... i kupiłam jeszcze... pompkę do materaca :DDD teraz możecie mnie odwiedzać - spać gdzie będzie!!!!

no i tak powoliii powloliii slow motion.. wróciliśmy i... chwila odpoczynku i poszliśmy ‘na piwko”... 1 piwko... ale dla mnie skończyło się to jedno piwko o 8.30 rano :D


ze Stefano obraziliśmy się na jakąś piosenkę :D

z moim ulubionym dusicielem...

Miki, Maciek i Stefano - moje bratnie dusze!

Najpierw naprawdę poszliśmy na pogaduchy, ale było nas ze 12 osób znowu jak nei więcej... Hania wymiękła, więc jako, że byliśmy blisko, to z Mikim poszłam po nią, ale nie dała sie namówić... później zmieniliśmy miejsce i wtedy Maciek z wymiękł, a po kolejnej zmianie Gosia ze swoim chłopakiem Karolem... i Attilio (najlepszy przyjaciel Mikiego)... no i tak sie porobiło, że zostałam sama jako polka! ale za to Irlandczycy do nas dołączyli, więc tak czy siak byliśmy dużą grupą!

No więc na koniec zlądowaliśmy w disco... i co chwilę się śmialiśmy z muzyki.. jak tak dalej pójdzie jeszcze ją polubimy :D Ale dziwna (tzn dla polaków) jest kwestia taka, że dotarliśmy tam o 3.00 i byliśmy jedyni! o 4.30 był megaaaa tłum, a o 7 koniec!
Jako, że dyskoteka jest na mojej ulicy, to nie miałam daleko do domu... ale zleciało z pół godzinki zanim dotarłam do domu ;)
Ale w domu... jakoś tak spać mi się nie chciało, więc obejrzałam siebie 2 odcinki "how I met your mother" taki serial, który dostałam od Włochów i w który bardzo się wciągnęłam!

Obudziłam się o 13.30 i cały czas się jakoś tak wierciłam po domu.. i czas do wieczora zleciał...

a wieczorem spokojne wyjście - tym razem tylko do 2 :) wiem, że to brzmi dziwnie - ale to naprawdę jest TYLKO do 2. jak na hiszpańskie warunki.

Jejjuu męczy mnie pisanie takiego sprawozdania... muszę pisać częściej!
Więc na razie zakończę, a reszta wieczorkiem!

PS.
cały czas jestem pod spokoju i wyluzowania tego narodu, wiadomo, jestem w mały mieście, ale jakoś wszystko takie bardziej przyjazne niż w Polsce. Np. jadę do pracy czasem miejskim autobusem, zawsze ta sama pani kierowca, zawsze powie dzień dobry, jak wychodzę z autobusu to mówi do widzenia i miłego dnia, a kiedyś jak nei miałam drobnych to nie musiałam płacić za autobus, zapłaciłam następnym razem! A w Polsce... kierowca by mi zamknął drzwi przed nosem i tyle bym miała z miłego dnia!

PS 2.
23.09.2009 - jestem oficjalnie studentką Erasmusa na Uniwersytecie w Santiago de Compostela, właśnie zadzwoniła moja mama, że załatwiła wszytskie formalności w Gdańsku. Ja tu na miejscu wszystko załatwiłam, więc mam już spokój! Aczkolwiek łatwo nei było, choć i tak dziwi mnie, że poszło wszytsko bez problemów!

a to jakieś starsze zdjęcie z Hanią, Stefano i Almarem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz