sobota, 17 lipca 2010

mama świetnie się bawiła!

W sobota zrobiłyśmy sobie wycieczkę nad ocean - czyli do A Coruńii!




Najpierw poszyłyśmy na zakupy co nas bardzo zmęczyło, ale jak mama zobaczyła ocean po raz pierwszy w swoim życiu - odNajpierw poszyłyśmy na zakupy co nas bardzo zmęczyło, ale jak mama zobaczyła ocean po raz pierwszy w swoim życiu - odżyła!




mamuśkę dorwała fala i trochę ją przemoczyła ;)


Mnie zaś podrywał jakiś stary pierdziel.. a później jakaś szalona 80 babcia, której szczęka się ruszała opowiedziała mi całą historię swojej rodziny i miasta - była przesympatyczna i urocza, ale ewidentnie za dużo gadała ;)
Kocham plażę, a teraz to i moja mama dokładnie rozumie dlaczego! Jednak głębia oceanu i przestrzeń niedoogarniecia... jest czym wspaniałym!
Było super na wycieczce naszej! A przy okazji doświadczyła jazdy pociągiem osobowym jadącym zaledwie 160 km/h... ehh fajnie by było mieć takie pociągi w Polsce..., może za 100 lat :P

A wieczorkiem poszłyśmy na clubbing ;) prawie upiłam mamę :P


Poszłyśy do moich ulubionych barów na moje ulubione tapas i napije!
1. na śliczny taras, gdzie się siedzi w ślicznym ogrodzie
2. Stare dobre Agarimo - mój pierwszy bar w Santiago i do tego najulubieńszy ;)
3. Avante - klub nacjonalistyczny w który raczej się tańczy, więc byłyśmy same, ale mają najlepsze Crema de orujo i liquor cafe!


Mama lekko pod wpływem winka i innych pysznych specyfików hiszpańskich bez sprzeciwów położyła się jak to robią w zwyczaju pielgrzymi pod Katedrą, i nawet było bez znaczenia, że pobrudzi sobie nową bluzkę - to lubię :D
a co na niej zrobiło mega wrażenie to.. to mewy latające nad Katedrą - racją - są przepiękne i robią wrażenie ;)






Mega wykończone padłyśmy jak kawki... i zamiast wstać o 8 - jaki był plan... wstałyśmy później... co wiązało się z niepójściem do grobu św. Jakuba, bo kolejka była megaśna!
Poszłyśmy za to do muzeum... i plan był pójść na 12 na mszę... ale kolejka miała jakieś 600m... aby wejść do Katedry... ehh nie lubię turystów! o! :P


Plany więc zmieniłyśmy i na zakupy turystyczne poszłyśmy, później mama do Kuby świętego poszła a ja obiad robić i na 18 bez kolejki na mszę poszłyśmy!

a po mszy... do Gosi na kawkę i... na Plaza Roja na finałowy mecz Mistrzostw Świata w piłce nożnej!!!!!!!!
Campeeeeeoooooooooooones Campeooooooooooones Campeoooo oooo oooo nes!


mecz NUDA ale wygrany co się liczy najbardziej ;) !
co było słychać do białego rana... niesamowita radość z nich wykrzykiwała. Poszłyśmy z mamą, Gosią i Kasią na plaza Roja, gdzie na 2 godziny przed rozpoczęciem meczu był już tłum czekający przed telebimem...


Mecz... ci co widzieli wiedzą, że był mega nudny i nieczysty... mama mega zmęczona więc po pierwszej połowie poszłyśmy do domu... zadzwoniłam do Gosi po 2 połowie dowiedzieć się co i jak, bo jakoś cicho na ulicach było, no i się okazało, że nudy ciąg dalszy był... więc na dogrywkę wróciłam na Roję, chwilę po przyjściu... GOLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL... a ja cała mokra od różnych napojów co to ludzie w ręku mieli i na gol zaczęli wyrzucać wszystko w ferworze radości... ;)


Poszłam po mamę, ale na starówce mało co się działo, poza małymi kąpielami w fontannie!
Ale Hiszpanie dumni z tego, że są Hiszpanami darli się niesamowicieeeee ;]

No i nadszedł czas pakowania... ehhh to oszukiwanie Ryanaira... uwielbiam życie studenckie, niestety przyniosło ono dużo stresów mojej mamie ;)

z rana w poniedziałek pojechała na lotnisko - biedaczka była tak zestresowana, że zabłądziła w SDQ, ale w rezultacie dotarła Reus na 6 godzin i później do Poznania!
jak już wspominałam jestem z niej bardzoooooooooo dumna ale to bardzo!
A ona... bardzoooo ale to bardzoooooo zadowolona! 
Cieszę się niesamowicie, że mogła zobaczyć jak sobie, żyłam przez rok, co dawało mi tyle szczęścia i dlaczego bark mi słów na opisanie tutejszego klimatu miejsca i jego piękna.
Dodała też, że przynudzam na blogu i że powinnam zmienić styl pisania i pisać, bardziej o moich uczuciach... kocham być tu, a mamy zawsze mają rację, więc postaram się już nie zanudzać ;)

Mamuś - dziękuję! :* <3
Poszłam po mamę, ale na starówce mało co się działo, poza małymi kąpielami w fontannie!
Ale Hiszpanie dumni z tego, że są Hiszpanami darli się niesamowicieeeee ;]

No i nadszedł czas pakowania... ehhh to oszukiwanie Ryanaira... uwielbiam życie studenckie, niestety przyniosło ono dużo stresów mojej mamie ;)

z rana w poniedziałek pojechała na lotnisko - biedaczka była tak zestresowana, że zabłądziła w SDQ, ale w rezultacie dotarła Reus na 6 godzin i później do Poznania!
jak już wspominałam jestem z niej bardzoooooooooo dumna ale to bardzo!
A ona... bardzoooo ale to bardzoooooo zadowolona! 
Cieszę się niesamowicie, że mogła zobaczyć jak sobie, żyłam przez rok, co dawało mi tyle szczęścia i dlaczego bark mi słów na opisanie tutejszego klimatu miejsca i jego piękna.
Dodała też, że przynudzam na blogu i że powinnam zmienić styl pisania i pisać, bardziej o moich uczuciach... kocham być tu, a mamy zawsze mają rację, więc postaram się już nie zanudzać ;)

Mamuś - dziękuję! :* <3

2 komentarze:

  1. Hola Magda, un blog muy bonito e interesante. Te invito a que pases a ver el mío, diferente, es cierto.

    Te propongo que lleves a cabo una versión en castellano de este blog!! ;)

    Saludos cordiales desde Sevilla.

    Buziak!!

    OdpowiedzUsuń
  2. gracias ;)
    tu blog me parece muy interesante... pero yo ne soy capaz escribir en castellano... la otra cosa es q escribo para mi familia y mis amigos... ellos en espanol... creo que no entienden nada ;P

    saludos de Xacobeo Genial 2010!

    OdpowiedzUsuń