poniedziałek, 7 grudnia 2009

Oviedo mnie odwiedza!

Zaległości w pisaniu...
W ostatni weekend przyjechało do mnie Oviedo... a dokładniej Kuba z Dominiką... Kuba - u Kubusia miała spać z Paulą i Zuzią, ale w rezultacie zlądowałyśmy u Karoliny i w sumie Kuby nawet nie poznałyśmy. Ale... ale ja już go znam :D
Napisał na chwilę po powrocie: 'odbijam piłeczkę' i poprosił o coucha. Przyjechała w piątek wieczorkiem z koleżanką (Dominiką), która to przyleciała do Kuby w odwiedziny z Warszawy, no i wpadli razem na motorze do Santiago. Dodatkowo do Composteli wpadli jego 3 koledzy i... no i w piątek wieczorkiem za bardzo się nimi nie mogłam zająć, bo miałam kolację włoską u Włochów, przygotowaną przez przyjaciela Attilio i Michele. Pychaaaaaaaaaaaaaaaa!
A później... miały być tańce - skończyło się jak zawsze - na spacerowych pogaduchach! Ale spotkałam moich couchów i to z nimi się włóczyłam.
Już prawie weszliśmy do potańcowni, ale... jako że wstęp kosztował 5 euro to zrezygnowaliśmy...
A w sobotę.. od rana... czyli od 16 :D zaczęliśmy zwiedzania, a tak późno, bo nie mogliśmy się zdecydować co chcemy zjeść... no i jak już wymyśliliśmy i to przygotowaliśmy... to tak zleciało - podobno nawet im smakowało to co upichciłam ;) a Dominika przygotowała sałatkę - pyszniutki sosik ;)

A Kuba pozmywał ;]

A zwiedzanko... w deszczu... ale i tak się podobało - wiecie - mi jak zwykle, bo kocham moje Santiago! a i moim gościom podobno też!
Najpierw się trochę powłóczyliśmy, zahaczają o katedrę, a następnie poszliśmy do muzeum Galicia Digital - ja już byłam 2 raz, godzinka to troszkę długo, ale i tak było fajowo!



Wieczorkiem... hmm... zrobiliśmy sobie w 6 biforka u mnie, a następnie na miasto... a tam... po raz pierwszy podczas mojego pobytu w Santiago nie spotkałam Eramusów w klubie - sami gibający się Hiszpanie!! porażka jakaś!

Kuba z kolegami

Pod koniec chłopacy sobie poszli i zostałyśmy z Dominiką same... to już było apogeum... trochę potańczyłyśmy, ale ogólnie... nie szło (szczególnie Dominika miała ten problem ;)) odgonić się od nawalonych, nachalnych gibających się hiszpanów...


A niedzielnego poranka... wyruszyli w drogę powrotną - biedactwa tak zmarzli i zmokli po drodze na motorku, że hej...
Zaś moja współlokatorka walnęła na mnie focha za to, że w sobotni wieczór nie mogła spać... jejuuu jaka ona jest nudna...

a wieczorkiem... Dies Irea... najbardziej zchizowe przedstawienie na jakim byłam!! tylko tyle powiem, bo tego nawet nie można opisać!

No i na sam koniec poszłam na ploteczki do Julii i później do Gosi... oj będę (tzn już teraz) tęsknić za nimi - i nie tylko nimi!

A tymczasem kończę, bo jest już tydzień później a ja właśnie...
niespodzianka!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz