czwartek, 24 grudnia 2009

1-5 grudziń - Rzym...

ZALEGŁOŚCI....

Wszystkie drogi prowadzą do... do domu!

Rzym - wieczne miasto - czemu by nie odwiedzić go na 5 dni w drodze do domu??
Powodów jest kilka:
1. tanie bilety bezpośrednio z Santiago
2. cudowne miasto
3. kolejne doświadczenie z CS
4. najważniejsze - spotkać się tam z Romą!

Ale... Romcia napisała mi, że może być problem z jej przyjazdem 1.12 do Rzymu.. :( no i niestety nie zawitali tam we wtorek... ale o tym za chwilkę ;)

Wtorkowe wielkie pakowanie - jak sie zmieścić w bagaż podręczny i w ogóle co wziąć... kupiłam nową walizkę u chińczyków (bo mój podróżny plecak się rozwalił i oddali mi za niego pieniążka). ehhh... zamieszanie było...

Dotarłam na ostatnią chwilę na przystanek autobusowy, a tam 2 znajomych włochów odprowadzających swojego kolegę na autobus... od słowa do słowa... i takim to sposobem, całą podróż do Rzymu towarzyszył mi Carlos i całe szczęście - bo wrzuciłam mu swoje notatki na przy odprawie, bo niemiła pani powiedziała, że mam za duży bagaż, ale po mały przemeblowaniu już nic nie mówiła - 35 euro uratowane ;)

Na dworcu czekali już na mnie Ciccio i Davide - dobrzy koledzy Michele i Attilio, których to poznałam w Santiago, a teraz postanowili spotkać się ze mną na 3 dni w Rzymie! Odwieźli mnie do mojego hosta... i mieliśmy się jeszcze spotkać wieczorkiem, ale mój Antonio... zamulił i nie wyszliśmy wieczorkiem :( ale za to zjadłam z jego współlokatorami pyszną kolację!

Dzień drugi - umówiłam się z moimi włochami o 10.30 - i jak to włosi - już o 12.30 byli ;) i tak zaczęliśmy dzień w jego połowie!
Ja kupiłam w między czasie przewodnik po polsku po Rzymie, żeby później dać go Romci :)
Następnie... tak powoli zaczęliśmy zachwycać się wiecznym miastem.. aż doszliśmy do koloseum... no cóż... z daleka i z książek wygląda... bardziej groźnie...




następnie spacerek po ruinach w mieście i doszliśmy do Fontanny di Tivol i na słynne wielkie schody!


No i jakoś późno się zrobiło... i trzeba było już wracać do domku, bo mój gospodarz i jego współlokatorzy czekali na mnie z lasagne... ale... zanim dojechalam do domu... to najpierw wsiadłąm w autobus który jechał w przeciwnym kierunku, co stwierdziłam dopiero w zajezdni ;), a później nie bardzo wiedziałam gdzie wysiąść, o czym przekonałam się w... drugiej zajezdni ;] tak więc całkiem sympatycznie jeździło się 1,5 h po Rzymie!!

Ale jak już dotarłam - tak pysznej lasagne nigdy nie jadłam... Umówiłam się z moimi włochami na wieczór, aby pójść do klubu który Stefano nam polecał... ale nikomu poza mną nie chciało się iść... a dama się jakoś bałam.. że zamiast do klubu to znowu do zajezdni dojadę :P no i nie poszłam...

Dzień trzeci - oczywiści włosi byli spóźnieni... ale ja też więc wszyscy na czas przyjechaliśmy w umówione miejsce ;)
Ruszyliśmy od razu na Forum Romanum,




i tak się tam włóczyliśmy, że czas już był jechać na Termini... odebrać Romcie i Timko!!!!!!!!!!!!!
Ale superrrrrrrrrrrrr!!

Tak się za nią stęskniłam!! a Tim jest przesympatyczny!! Jestem mega szczęśliwa, że oni są tacy szczęśliwi - i wiedzę (wiem), że to, że im się Erasmus skończy... nie przeszkodzi im w byciu razem!! Jak to Roma powiedziała - dla chcącego nic trudnego!! a ja w nich wierzę - bo są genialną parą!! nie pamiętam kiedy się ostatnio tak uśmiałam - jak przez te 2 dni jak ich słuchałam, on po czesko-polsku, ona po polsko-czesku, oboje z angielskimi wstawkami!! Niby się droczą, ale miłość przez to przebija ogromną! I się okazuje, że to że Tom jest młodszy o 2 lat - nie jest najmniejszym problemem!! i super!!!!!!! Kocham ich!!

wróciliśmy więc do domku... i 4 godzinki robiliśmy pierogi!! pierwsza partia - jakby to Timko powiedział - to był tyfus, ale każde kolejne coraz piękniejsze!! no i mimo braku białego polskiego sera były pyszne! A Timko zlepiał jak prawdziwy polak :D po kolacji... znowu nigdzie nie poszliśmy... ehh... ten nasz gospodarz nudny był trochę!!




Wstaniemy rano - jak zwykle ambitny plan mieliśmy!!!!!! ale z planu nic nie wyszło - jak zwykle... zanim się wszyscy wyprysznicowali, zanim zjedliśmy... czas zleciało... wpadliśmy do Watykanu,



zanim się ogarnęliśmy, i w kolejce do Bazyliki postaliśmy... zaczęliśmy zwiedzanie od grobowców... i tak się zakręciliśmy, że... że wyszliśmy z terenu strzeżonego i żeby wejść do Bazyliki... znowu trzeba było postać w kolejce!! Później stwierdziliśmy - Kaplica Sykstyńska... ale gdzie ona jest?? dowiedzieliśmy się w momencie kiedy zostało 10 min do zamknięcia :P no to poszliśmy do muzeum!!
A tam... tyle było do oglądania, że nas wygonili... i nie zobaczyliśmy wszystkiego! o 20 spotkaliśmy się z Antonio i znowu trochę nocnego (wieczornego) zwiedzania!! z po zwiedzanku - prawdziwa włoskia pizza! pychaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!
Mieliśmy iść na koncert - DJ set... ale nasz gospodarz... zasnął nad laptopem... Roma z resztą też ;)
Wiec pogadałam sobie z Timkiem, poszukaliśmy tez trochę połączeń dla nich.. ale nic ciekawego nie wyszło... :(


No i oczywiście plan ambitny był wstać rano... i ruszyć na muzeum sztuki współczesnej oraz do Kaplicy Sykstyńskiej... z planu jak zwykle :P
Doszliśmy tylko do Kaplicy... i sie okazało, że nie można tak sobie wejść... trzeba kupić bilet do muzeum Watykańskiego i przy okazji można wejść wtedy do Sykstyny... no i koniec :((((((((((((((((
Romcia z wesołkiem zostali, a ja... a ja poszłam na metro... i nie wiem kiedy się znowu zobaczymy :((((((((

Ale było super dziękuję bardzo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz