niedziela, 23 maja 2010

WIELKI 'Wielki Tydzień' 3/5

WIELKI PIĄTEK
Dziś Fin de Terra (Finisterra) czyli koniec świata!
Pojechaliśmy inną trasą (GPSową) niż ja moje wcześniejsze 2 razy więc trasa była inna, nie jechaliśmy wzdłuż oceanu, tylko w głąb lądu i widoki o dziwo też były fajowe! Wiało chyba z 200 km/h a my zatrzymaliśmy się przy wiatrakach.. strach trochę było drzwi od samochodu otworzyć - żeby nie wyrwało, ale daliśmy radę ;)
Dziwne uczucie stać pod pracujący wiatrakiem, patrzeć w górę, a tak przesuwające się chmury sprawiają wrażenie jakby to wiatrak miała zaraz na mnie runąć!


Później podjechaliśmy jeszcze kawałek dalej - a tam chłopy weszli na taką drabinę - tam to dopiero wiało!
a na Finisterze... łuuu się działo! wiatr był taki że odchylona o 90 stopni do tyłu stałam bez najmniejszego problemu!
Później Patryk, Kuma i Marta zeszli skałami na dół do kóz, które to uciekły na ich wizytę, ja zaś z Kamilem i Ewką poszliśmy w bardziej zaciszne miejsce, gdzie Kamilowi nawet udało sie zobaczyć delfina!


No i co było pięknie, ale jechać nadszedł czas, bo jeszcze termy w Ourense nas czekały a to ok 200km.. wsiadamy do samochodu... a tu znowu deszcz zaczyna padać ;)

Wracaliśmy wybrzeżem, i w pewnym momencie trzeba już było się zatrzymać bo siusiu wzywało... zatrzymaliśmy się na ala plaży... piękny widok!

było to jakby polaczenie 2 zbiorników wodnych.....

Kamil mówi: chodź zrobimy sobie foto, ja na to ale głupie... no i zaczęliśmy d=podchody do foto na Małysza, lub dirty dancing :)
oczywiście ja ze swoimi 'zdolnościami' zamiast się usztywnić to machałam nogami na wszytskie strony i nic z tego nie wyszło, ale śmiechu było co niemiara!
a podejść 2!



Aż mi się gorąco zrobiło od tych wygibasów!

Wracając do drogi.. była długa, ale warto było... dojechaliśmy do Ourense chyba już po 22, znaków na termy było ze 3, każdy pokazywał w innym kierunku ;)
obraliśmy 1. Zaparkowaliśmy samochód i idziemy na wielkie poszukiwania... dotarliśmy a tam...
2 rury wyglądające na ściekowe z których leci ciepła woda :/

i szok! co teraz... przecież wszyscy mówili, że warto i w ogóle cudnie jest... pytamy więc przechodniów... a oni na to, że to daleko, ale jak jesteśmy samochodem, to oni jadą w tym kierunku i mogą nas wyprowadzić! i tak też zrobiliśmy!

jak już dojechaliśmy, no! to jest to! kilka basenów z wodami termalnymi, w każdym inna temperatura! Najpierw weszliśmy do najbliższego, było fajowo, ale po kilku minutach zaczęło się robić zimno, poza tym 'pachniało' siuśkami!

poszliśmy dalej, do najgorętszych... w najbardziej było chyba ze 70 stopni - nie szło wejść! nie szło! więc weszliśmy do trochę zimniejszej, zanurzyłam się tylko ja i Kamil, reszta pomoczyła nogi.. po 5 minutach ewakuacja!

udaliśmy się na drugą stronę mostu i tam o wiele lepiej, woda znośna, jak się robiło za gorąco, to kawałek dalej był basen z chłodniejszą wodą i i tak krążyliśmy między nimi, poza tym zrobiliśmy sobie sesję fotograficzną ;)

No i nadszedł czas się ubierać i jechać do domku... myślałam, że będzie zimno, ale jak się okazało odmoczenie i ciepełko utrzymało temp ciała na długo!

Po drodze zajechaliśmy na jedzonko, o 1 w nocy to trochę trudne było, więc zjedliśmy jakieś resztki z baru... ale zawsze coś!
do domu dojechaliśmy ok. 4...
Miły dzień a ja kocham Galicję za jej różnorodność i naturalność!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz