sobota, 7 listopada 2009

boleśnie pyszny piątek!


buziaki dla wszystkich ;]
Zacznę od czwartku, na przekór :D
po pierwsze, moja mama odebrała klucze od swojego nowego mieszkaniaaaaaaa!! Jej pierwszego własnego mieszkania! cieszę się strasznie, że zaczyna nowe życie :)

po drugie, mam wielkie chęci do nauki języków... ale oczywiście nie mam czasu...

po trzecie, poszłam z Julią do kina, bo jest kolejny festiwal filmowy "
cineuropa" z mega dobrymi filami! a po kinie poszłyśmy do do niej do domu... i tak jakoś zleciało... a później umówiłyśmy się z włochami... i tak w 5 zaszaleliśmy... mimo, że była nas tylko 5, to było fajowo!

Piątek :)
Jako, że czwartek zakończył się w piątek o 6 rano, to się w ogóle zastanawiałam czy warto mi się położyć, ale stwierdziłam, że tak.. 3 godziny wystarczyły!
10.30 byłam już na włoski, a po włoski chwilka przerwy, a później...
miało być tak:
12:50 jadę rowerem na autobus na 13:10 (do colegio)
było tak:
12.55 wyruszyłam na rowerze... ale do autobusu nie dojechałam... ponieważ taki chłopak... jak sobie jechałam tym moim wypożyczonym miejskim rowerem... to on... zajechał mi drogę i... więc zahamowałam... bardzo skutecznie - przeleciałam 3 metry do przodu!!
Tłum się zabrał... a jak sobie chwilkę chciałam tam poleżeć... bo na daną chwilę ten środek jezdni taki mi się wygodny wydał... Jedna upierdliwa pani zaczęła do mnie mówić po angielsku... ale niestety z hiszpańskim akcentem... więc nie bardzo ją rozumiałam... i ja mówiłam po hiszpańsku, ale ona uparcie po angielsku... nieważne!
no więc ja mówię, spokojnie nic mi nie jest... zaraz wstanę i jadę do moich dzieciaków do colegio, a oni na to, że nie... że ja muszę do szpitala... i że już ktoś po karetkę zadzwoniła, a ja na to, że ja nie chcę... i się poryczałam! ale to nie zadziałało i i tak karetka po mnie przyjechała...
Zawieźli mnie na sygnale na izbę przyjęć... a tam... Już teraz wiem gdzie się podziewają wszyscy starzy ludzie z Santiago, których w ogóle na ulicach nie widać - są w szpitalu! kolejka ogromna była! Zrobili mi zdjęcia 4 i kazali dalej czekać... po 40 min doszła do mnie dr Małgorzata.. no i jak już ona przyszła... to się trochę rozluźniłam... i tak siedziałyśmy razem sobie i gadałyśmy przez 2 godzinki... aż wreszcie mnie przyjęli, po to by powiedzieć to co ja od razu wiedziałam - że nic mi nie jest!


moje 3 kolana

Doczłapałam do domu, wskoczyłam do łóżka i trochę się zdrzemnęłam, a wieczorkiem...
Kolacja u Maćka!
PIEROGI RUSKIE i Z KAPUSTĄ i GRZYBAMI oraz ROSÓŁ Z LANYMI KLUSKAMI!
Normalnie jak u mamy...
Co tu wiele pisać było pysznieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!

niemiecko włoscy specjaliści od pierogów (jak to oni mówią - perogi - cokolwiek to znaczy ;D)

mimo braku doświadczenia, genialnie sobie radzili!

szefowa kuchni - Gosia (moja dr Małgorzata)

efekt końcowy mniam!

to był mój wkład pracy - wyciąganie gotowych już pierogów!

Ok godziny 1.00 wyruszyliśmy na miasto potańczyć... dla mnie wydawało się, że idziemy wieki... ale śmiesznie było po drodze, więc jakoś dałam radę!

zamiana ról

Hania, Attilio, Kasia, Gosia, Maciek

w rezultacie dotarliśmy do... do domu z basenem, w którym to była wielkaaaaa impreza (głównie erasmusowa) na jakieś 150 osób! było wyśmienicie!! mimo braku całkowitej mobilności wybawiłam się bardzo!!
Niektórzy jak np. Maciek i Olga nawet się wykąpali w tym basenie - nie nie był kryty!!
Jest świetnie - to niesamowite, jak nadal potrafimy się świetnie bawić!!
Uwielbiam to miejsce i tych wspaniałych ludzi - i to wszystko co razem tworzymy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz