niedziela, 11 kwietnia 2010

punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...

Cóż... jestem w trudnej sytuacji pisząc teraz...
Dzień historycznej tragedii (myślę, że nie tylko Polski, ale i Europy), zginęła ogromna reprezentacja Kraju...
a ja... ja pojechałam na plażę, a co mam robić - smutek smutkiem... ale nie można się zamartwiać - nic to nie zmieni!
Hołd wszystkim ofiarom katastrofy!

A tymczasem moje życie toczy się dalej, korzystam z wiosny (lata) i najwspanialszych chwil w moim życiu!

Kilka zmian nastąpiło... ale o tym w kolejnym wpisie - ze świąt (czekam na zdjęcia)
A tu w Santiago - słonko od poniedziałku bez przerwy świecie (tzn. we wtorek chwilkę padało), a później... od czwartku... LATO!!!!!!!!!!

Więc w czwartek i w piątek po zajęciach udałam się do parku, a tam... tłumy... ;] cudownie, życie beztroskie, bez problemów, ze słońcem i znajomymi.
Nawet nauka jakaś taka miła się robiła!
na wygłupy też był czas - zrobiliśmy piramidę - najpierw kobitki u góry - a później, wzięliśmy panów na swoje barko-plecy :D


ja u góry :D

Od początku... w poniedziałek - pierwszy prawdziwie wiosenny dzień pojechali sobie ode mnie... (o tym kolejny wpis) i smutno strasznie mi było... poza tym, że się nagle cicho zrobiło i nie wesoło, to jeszcze z perspektywą zajęć od wtorku... od rana do nocy...
Wiec miałam w poniedziałek - tak jakby depresję powyjazdową, a we wtorek do roboty...
ale nie było tak strasznie jak myślałam, że będzie!
Tu zajęcia skrócone, tu odwołane, z jednych rezygnuję... więc jakoś to ogarnę ;)
w środę tak samo, a czwartek po zajęciach poszłam do parku i było bajecznie, jak w raju, brakowało tylko plaży! Czułam się jak takie małe dziecko, bez problemów, obowiązków, bawiące się ze znajomymi... nawet z przyjemnością poczytałam notatki na zajęcia z matematyki! o!

W piątek pojechałam do przedszkola i znowu było słodko ;) ale na obiad zjadłam pół tortilli z ziemniaków - była przepyszna... ale ja się nażarłam!
Z przedszkola wróciłam wcześniej niż normalnie, poszłam znowu do Banovalu (prześliczny park)
i znowu było wesoło!
Tym razem na koniec Marta (Katalonka) powiedziała, że ma ochotę się wykąpać i czy nie chcę iść z nią nad rzekę - poszłam - jejjjjjjjjjuuuuuuuuuuuuuuuuu jak tam bajecznie - brak słów!!
Nie wiedziałam, że w Santiago są takie cudowne miejsca! CUDNIE - odkryłam miasto z innej strony i pokochałam je jeszcze bardziej! Zaś Marta... się wykąpała! uuubrryyyy...

Wieczorkiem poszłam do Marysi i Hani, było sporo osób więc pograliśmy w Mafię - śmichu było a było! po grze ja poszłam do domu... bo brzuś z obżarstwa bolał!

Sobota... smutna wiadomość z rana... ale ja nic na to nie poradzę więc na plażę z Martą, Natalią i Angelą stopem pojechałyśmy - reszta autobusem! frajerzy ;) 6 euro każdy zapłacił!

Z Natalią zlądowałyśmy najpierw na malutkiej i malowniczej plaży - gorąco jak nie wiem co!
Później Marta napisała, że są na innej oddalonej o 12 km od naszej - pojechałyśmy - a tam raj!
pięknie cudownie wspaniale - znowu mi przymiotników brakuje!










z Gianluką i Attilio w koszulce FCB ;)

Jeszcze w sumie nie poleżałam porządnie na plaży - trochę na tej pierwsze - później przeprowadzka na 2 plażę, spacer po górce z dziwnie ułożonymi kamieniami... spotkaliśmy chłopaków... i ja już czułam, że mnie plecy pieką...
No i jak już doszliśmy na plażę docelową... nie było Marty z kremem do opalania, bo właśnie poszła na górę... ehh... położyłam się i przykryłam plecy... to jednak za dużo nie dało - bo już była 17...
tak więc dziś - pieką mnie plecy i barki! jestem buraczkiem, i coś czuję że skóry się niedługo pozbędę... ale już nie jestem trupim bladziochem!
Było cudownie - uwielbiam takie dni - na spokojnie, bez stresu... no może w myślach wyobrażałam sobie co się dzieje w Polsce... a to nawet teraz do mnie nie dociera... :(

Ehh po plaży - szybki prysznic i na mecz... na 2 połowę meczu - FC Barcelona - Real Madryt!
Barca wygrała 2-0 na stadionie Madrytu! się działo! a piłkarze uczcili minutą ciszy ofiary polskiej katastrofy - miły gest!

Dziś... dzień z dala od słonka - tzn popatrzyłam sobie na nie z okna... spałam dużo... w katedrze na mszy byłam...

Nie chce mi się nic... a mgr ruszyć trzeba... życie na Erasmusie ze słońcem... rozleniwia!
eehh... biorę się do roboty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz